JAVOR

Info

avatar Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)
Więcej o mnie.


2014 baton rowerowy bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy javor.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
98.00 km 7.00 km teren
05:11 h 18.91 km/h:
Maks. pr.:61.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: 3600 kcal

729 Mazury garbate dzień 1 - Stańczyki i Litwa

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 07.09.2013 | Komentarze 1

Kolejna weekendowa wycieczka rowerowa z Moniką, znowu na Mazury ale tym razem Garbate.
Dzień 1, Sobota, rano jedziemy autem do miejscowości Krzywólka gdzie stacjonujemy i mamy zapewniony nocleg.
Trochę późno bo około południa wyruszamy w kierunku Stańczyk i Litwy.
Najpierw zakupy jedzenia i picia w Przerośli i jakimiś terenowymi skrótami kierujemy się na Stańczyki, jak widać na mapce trochę źle skręciliśmy i wcale skróty już to nie były :)
Pogodę trafiliśmy taką sobie, niby słonecznie i 25 stopni ale wiało strasznie mocno.
Gdzieś tam na skrócie w okolicach jeziora bocznego straszyły nas deszczowe chmury.

Jezioro Boczne.

jakaś malownicza stodoła.

Tylko dojechaliśmy do Stańczyk, kupiliśmy w budce lepszą mapę i zaczął padać deszcz. Mieliśmy więc przerwę na jedzenie pod wiatą i nic nie zmokliśmy :)

Popadało może z pół godziny i mogliśmy zwiedzać mosty.
Wstęp płatny a my po zakupie mapy zostaliśmy bez gotówki, ale chwila negocjacji i weszliśmy :)

36m wysokości, robi wrażenie.


A to mój cień na drzewach i fajna ścieżka na rower ale akurat ją przegapiliśmy.

Przeszliśmy na drugą stronę i schodzimy na dół, to mógłby być niezły zjazd ale są wysokie schody.


Kładka i rzeczka płynąca pod mostami.


Grzybki na drzewie.

I jeszcze trochę mostów, tym razem ciekawa perspektywa z dołu.

Mosty są dwa, jeden wyłożony kostka i otwarty dla zwiedzających, drugi zamknięty.

A tutaj świetny kontraścik wypalonych słońcem mostów na tle ciemnych deszczowych chmur.

No dobra, starczy tego betonu. Jedziemy dalej w stronę Litwy.
To jakiś widoczek zaraz przed trójstykiem granic.

No i zaraz potem był też trójstyk granic Polski Rosji i Litwy który mieliśmy zobaczyć. Jak się jednak okazało prowadzi ścieżka przez prywatną posesję i ktoś tam pobiera opłatę za przejście. A że nie mieliśmy kasy no to trudno, jedziemy dalej.
Zaraz przed Wiżajnami odbijamy w lewo i dojeżdżamy do granicy :)

Niedaleko za granicą na Litwie trafiliśmy na opuszczoną wieżę obserwacyjną ... no to co? Włazimy! :)

Monika się bała ale i tak ze mną wlazła.

No i ja żeby nie było że nie wlazłem :) stać na górze było strach bo jak już wspominałem wiało bardzo mocno.

Widoczek z wieży.

Zleźliśmy na dół a rowery nadal stały nie skradzione, ukryte w zieleni.

Jedziemy dalej, mijamy wioski i pasące się krowy, nic tam właściwie niema - może dlatego że to przygraniczne zadupie i w dodatku jakiś park krajobrazowy :)

No i kawałek dalej jesteśmy już u celu naszej podróży czyli Jezioro Wisztynieckie na Litwie. Na mapie było widać hotel i jakieś miejscowości. Liczyłem na turystyczną miejscowość z plażą, barami i bankomatem ale się przeliczyłem. Były tylko mini wioski i ogólna pustka, choć ładna oczywiście :)
Jezioro bardzo duże, a drugi brzeg to już Rosja.

A tu szerszy panoramiczny widok.

Ale nie poddajemy się i jedziemy dalej na północny koniec jeziora, tam bowiem jest jakaś większa wioska.

Oto i ona, co tam znaleźliśmy? W sumie to nic. był jakiś otwarty sklep ale nie ryzykowaliśmy zakupów kartą nie wiedząc nic o ewentualnej prowizji.

Zajechaliśmy nad wodę i zjedliśmy batoniki, czułem jednak niedosyt :P

A że widziałem po drodze budkę z kebabem ... :)
Pozbieraliśmy nasze złotówki i grosze do kupy, wyszło jakieś 10zł i postanowiłem spróbować kupić za to kebaba, tortille lub cokolwiek ciepłego w tej budzie.
Nie było łatwo się dogadać po litewsku ale wspólnymi siłami z Moniką się udało i za kilka minut dostałem litewską tortille za złotówki :D Co prawda była dosyć marna ale i tak zajadaliśmy się za smakiem. Podczas jedzenia przysiadł się też do nas jakiś miejscowy pijaczek i coś nawijał ale nie bardzo mogliśmy i chcieliśmy go zrozumieć :)
No i pojedzone, słońce coraz niżej i robi się coraz zimniej więc czas najwyższy wracać. A więc dopiero chwile przed godziną 20 zawróciliśmy mając drugie tyle km do przejechania. Oczywistym więc było że połowę drogi powrotnej zrobimy po ciemku, ale lampki mieliśmy przyszykowane.
A tutaj jeszcze filmik z nad Jeziora Wisztynieckiego pokazujący czy faktycznie mocno wiało, otóż tak, nawet w huj mocno :)

Trasa powrotna ta sama, coraz ciemniej i trzeba było szybko zapierdzielać a nie robić zdjęcia, więc więcej zdjęć niema.
Jeszcze jako ciekawostka która bardzo nas rozbawiła ....
Zatrzymaliśmy się zjeść po batoniku gdzieś na ulicy, w lesie, całkiem już ciemno i zgasiliśmy nasze lampki. Za chwilę słyszymy zbliżająca się muzyczkę ... ??????
Ciemno jak w dupie a muzyczka się zbliża, ale po chwili słyszę tez coś jakby odgłosy napędu rowerowego. I zaraz w blasku księżyca widzimy że przejeżdża obok ulicą rowerzysta ze słuchawkami i bez jakiegokolwiek światełka. No głupi, totalnie nie widoczny i jeszcze słucha muzyki zamiast nasłuchiwać samochodów.
W nocy jak to w nocy, robiło się zimno i jechało się szybko, do miejsca startu wróciliśmy chyba jakoś po północy.
A tu jeszcze mapka:
Kategoria z aparatem



Komentarze
RamzyY
| 21:24 poniedziałek, 9 września 2013 | linkuj te mosty to bardziej akwedukty przypominają hah, a ten mostek to gorszy niż ten w Krzemiance
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zakrz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]