JAVOR
Info
Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)Więcej o mnie.
2014 2013 2012 2011 2010
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Maj18 - 0
- 2014, Kwiecień14 - 0
- 2014, Marzec18 - 0
- 2014, Luty13 - 0
- 2014, Styczeń9 - 0
- 2013, Grudzień9 - 0
- 2013, Listopad16 - 0
- 2013, Październik21 - 0
- 2013, Wrzesień17 - 1
- 2013, Sierpień22 - 23
- 2013, Lipiec24 - 12
- 2013, Czerwiec25 - 19
- 2013, Maj22 - 15
- 2013, Kwiecień20 - 9
- 2013, Marzec20 - 7
- 2013, Luty17 - 19
- 2013, Styczeń12 - 7
- 2012, Grudzień7 - 1
- 2012, Listopad20 - 1
- 2012, Październik22 - 5
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień21 - 11
- 2012, Lipiec13 - 8
- 2012, Czerwiec23 - 12
- 2012, Maj19 - 19
- 2012, Kwiecień18 - 6
- 2012, Marzec22 - 7
- 2012, Luty22 - 4
- 2012, Styczeń26 - 28
- 2011, Grudzień20 - 3
- 2011, Listopad21 - 0
- 2011, Październik20 - 1
- 2011, Wrzesień25 - 8
- 2011, Sierpień21 - 10
- 2011, Lipiec22 - 10
- 2011, Czerwiec24 - 4
- 2011, Maj14 - 6
- 2011, Kwiecień19 - 12
- 2011, Marzec28 - 8
- 2011, Luty22 - 7
- 2011, Styczeń24 - 6
- 2010, Grudzień17 - 10
- 2010, Listopad20 - 2
- 2010, Październik23 - 3
- 2010, Wrzesień20 - 6
- 2010, Sierpień21 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | 372.00 km (w terenie 36.00 km; 9.68%) |
Czas w ruchu: | 23:23 |
Średnia prędkość: | 15.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.60 km/h |
Suma podjazdów: | 4570 m |
Suma kalorii: | 5413 kcal |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 17.71 km i 1h 06m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
40.00 km
7.00 km teren
02:00 h
20.00 km/h:
Maks. pr.:36.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:220 m
Kalorie: 650 kcal
Rower:KELLYS SWING
277 Z RamzyYm do Wasilkowa i dziadek pod autobusem
Środa, 31 sierpnia 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 0
Standardowo dojazd do pracy, a później z RamzyYm pojechaliśmy do Wasilkowa. Z Białego wyjechaliśmy kamienistą ścieżką wzdłuż torów, z Wasilkowa przez Nowodworce dojechaliśmy do ścieżki Białystok-Supraśl i tam też jakoś tak się stało że się zderzyliśmy kiedy postanowiłem się zatrzymać :P Nam nic się nie stało poza tym że kość ogonowa bolała mnie z tydzień. Rowery lekko się poobcierały głownie na rogach ale nic poważnego się nie stało.Kiedy byliśmy już w Białymstoku na ulicy Sienkiewicza na naszych oczach pijany dziadek zataczający się przy przejściu przewrócił się na jadący autobus. Na szczęście autobus szybko nie jechał a kierowca chyba wiedział co się może stać, zobaczył zajście w lusterku i w porę zahamował.
Otóż dziadek przewrócił / obił się o bok autobusu i upadł na ulicę. Gdyby nie refleks kierowcy mógłby go rozjechać tylnymi kołami na naszych oczach :/ RamzyY szybko podbiegł do dziadka i wyciągną go na chodnik ... nic mu się nie stało. Co dziwne sam kierowca nic nie robił tylko siedział a pasażerowie gapili się przez okna i zamknięte drzwi. Prawdopodobnie takie głupie przepisy obowiązują kierowców MPK.
Kategoria okolice Białegostoku, po Białymstoku ...
Dane wyjazdu:
3.00 km
0.00 km teren
00:09 h
20.00 km/h:
Maks. pr.:26.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 15 m
Kalorie: 45 kcal
Rower:KELLYS SWING
276 praca
Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 0
standardowo Kategoria do pracy i z powrotem
Dane wyjazdu:
32.00 km
0.00 km teren
02:05 h
15.36 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 550 kcal
Rower:KELLYS SWING
275 Praca i Sierpniowa Masa Krytyczna
Piątek, 26 sierpnia 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 0
Praca, a po pracy na Sierpniową masę krytyczną ... jutro już wrześniowa wiec jak widać mam małe opóźnienie w dodawaniu wpisów :( Tak to już jest jak się pracuje od rana do nocy.Na masę zebrałem sporo znajomych z pracy - było nas pięcioro a wszystkich prawie 200. Chociaż tylko przez chwilę pięcioro a po kilku minutach przez kłopoty z rowerem Marta i Basia odłączyły się od grupy.
Co ciekawe przez jakieś nieporozumienie w pewnym momencie masa rozłączyła się na dwie części które pojechały innymi drogami :)
Zdjęcia tym razem nie moje a Marcina T., podwędziłem je z rowerowy.bialystok.pl
Kategoria do pracy i z powrotem, po Białymstoku ...
Dane wyjazdu:
3.00 km
0.00 km teren
00:09 h
20.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 15 m
Kalorie: 45 kcal
Rower:KELLYS SWING
274 praca
Czwartek, 25 sierpnia 2011 · dodano: 28.09.2011 | Komentarze 0
standard Kategoria do pracy i z powrotem
Dane wyjazdu:
3.00 km
0.00 km teren
00:09 h
20.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 15 m
Kalorie: 45 kcal
Rower:KELLYS SWING
273 praca
Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 28.09.2011 | Komentarze 0
Po urlopie czas znowu przejechać się do pracy. Kategoria do pracy i z powrotem
Dane wyjazdu:
58.00 km
12.00 km teren
04:42 h
12.34 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: 1220 kcal
Rower:KELLYS SWING
272 Wycieczka w Bieszczady dzień 7 - dookoła jeziora Solińskiego
Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 4
W końcu dodaję zaległy wpis z wycieczki w Bieszczady z Basią. Z dnia 5 przeskakujemy do 7 gdyż dzień 6 spędziliśmy pływając żaglówką po jeziorze Solińskim. Jako że mało to rowerowe to dodam tylko jedno zdjęcie z tamtego dnia i powiem że było bardzo przyjemnie odpoczywać i opalać się na łódce :)A więc dzień 7 był już wcześniej zaplanowany - jedziemy dookoła jeziora/zalewu Solińskiego.
Klika ciekawszych informacji o tym zbiorniku:
- został utworzony w 1968r z wód Sanu i Solinki, zalewając dawną wieś Solina,
- zapora ma 81,8m wysokości i 664m długości,
- jezioro ma powierzchnię 22km kwadratowych i pojemność 472mln m sześciennych,
- poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW,
- masa zapory przekracza 2 mln ton,
- gdyby z użytego betonu odlać metrowe sześciany i układać jeden za drugim, powstał by mur od Soliny do wyspy Wolin (przeciwległy koniec Polski, jakby ktoś nie wiedział :) )
- jest największym sztucznym zbiornikiem wodnym w Polsce z linią brzegową 166km.
Ale to przez wiele zatoczek a jadąc drogami obliczyliśmy że będzie około 55km. Większość po asfaltowych drogach i 9km przez lasy. Trochę się tego obawialiśmy po wcześniejszych przeprawach przez rzekę w lesie ale szlak prowadził tam szczytami gór więc pomyśleliśmy ze będzie ok ... oczywiście okazało się co innego :)
Wyjazd oczywiście trzeba było zacząć od dobrego śniadania:
Wyjechaliśmy chyba około godziny 10 ... trochę późno ale to niby tylko 55km :)
Z Polańczyka skierowaliśmy się na południe aby okrążyć jezioro w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zaraz po wyjechaniu zaciekawił mnie głośny szum z opon roweru Basi, okazało się że ma bardzo mało powietrza. Zatrzymaliśmy się dopompować i jedziemy dalej ale nie na długo to pomogło. Pompując jeszcze raz czy dwa dotoczyliśmy się do miejscowości Wołkowyja. Szukaliśmy tam sklepu z dętką lub zakładu wulkanizacyjnego ale nic z tego. Siedliśmy więc i poszły w ruch łatki. Jako że koło było wysmarowane błotem najpierw sporo czasu je czyściliśmy. Winowajcą okazał się kilkumilimetrowy drucik w oponie, a nasze łatanie rozwiązało problem w 100%.
Zanim ruszyliśmy dalej była godzina 13:30 a przejechaliśmy raptem 7km, ale spoko co jeszcze mogło by się stać ;)
Kawałeczek dalej osiedle Jawory, miło że wszędzie w okolicy nazywają coś od mojego nazwiska :)
Jedziemy dalej, o godzinie 14 mijamy dopływ Solinki:
wersja mała panoramy pionowej
i po kliknięciu w miniaturkę duża czyli fajniejsza
Jak widać rzeka jest szeroka ale płytka i kamienista więc można by ją przejść :)
Dalej łykamy powoli jakieś strome i wysokie podjazdy, jedziemy przez Sakowczyk, i w miejscowości Rajskie natrafiamy na spory problem. Jest tam dopływ Sanu i most nad nim jest remontowany i aktualnie niekompletny i ogrodzony ... niedobrze.
Szukamy na mapie, w gps i nie widać żadnej innej drogi. Objazd dla aut to dodatkowe ponad 80km jak dobrze pamiętam. Gość w sklepie mówi że robotnicy mają łódkę którą pływają na drugą stronę. Wracamy więc do mostu ale jest sobota, robotników niema i ogrodzenie zamknięte. Dostrzegamy jednak jakiegoś dozorcę, po wielu próbach w końcu nas zauważył i przyszedł z pomocą. Najpierw niechętnie ale w końcu go przekonaliśmy i postanowił przewieźć nas łódką :) Tym samym uratował naszą wycieczkę bo inaczej pewnie zawrócilibyśmy do Polańczyka gdyż nie było już czasu na długie objazdy. Podziękowania i pozdrowienia dla pana dozorcy! Szczęście też że jechaliśmy od tej strony bo od tej miał swoją kanciapę.
Szkoda że nie mam zdjęć z tej akcji ale jakoś już nie wypadało się w to bawić.
Dalej za mostem kolejne podjazdy i ciekawe znaki: "uwaga na niedźwiedzie" ale my się misiów nie boimy :)
Mijamy Olchowiec a w miejscowości Chwert zatrzymujemy się na obiad i odpoczynek na pomoście ... tak jakby był na to czas :P
Zaraz potem trzeba zjechać z asfaltu w szlak przez las. Oczywiście standardowo oznaczeń szlaku prawie że niema, droga jakaś taka rozkopana i ogólnie przesrane.
po kilometrze docieramy do miejsca gdzie miał być mostek przez małą rzeczkę, a nawet dwa, ale nie było ani jednego :( Trochę główkowaliśmy, próbowaliśmy rzucać kłody ale nic z tego. Ostatecznie po zdjęciu butów przeszliśmy przez błotniste dno na drugą stronę i suszyliśmy nogi. Za rzeczką wdrapujemy się na górkę i standardowo co chwile sprawdzamy mapę gdyż nie wiadomo którędy prowadzi szlak.
A tu panorama z tej górki. W dole płynie ta rzeczka a blisko koparki ją przeszliśmy.
wersja mała:
i duża:
Jak widać słońce już bliskie zachodowi, zawrócić się niemożna (przez remontowany most) a przed nami las z bardzo oszczędnym oznakowaniem.
Co chwilę droga gdzieś nieoczekiwanie skręca lub się rozwidla a znaków niema i nie wiadomo gdzie się kierować. Błądzimy, szukamy znaków a robi się już ciemno.
Idziemy przykładowo ścieżką nagle staje się bardziej zarośnięta i kończy się ogrodzeniem z siatki - trzeba wracać i skręcić gdzie indziej. Tymczasem jest już całkowicie ciemno, świecimy tylko rowerowymi lampkami, a w około słychać jakieś dziwne odgłosy zwierząt, jeden był podobny do piszczących hamulców tarczowych :)
Po ciemku w lesie rowery już prowadziliśmy bo i nie było warunków do jazdy, a te 7km wydawało się wiecznością. W pewnym momencie trochę mocniej zboczyliśmy ze szlaku i trzeba było wracać z 500m do skrzyżowania. A kiedy Basia szukała jakiegokolwiek oznaczenia szlaku ja zrobiłem zdjęcie gwiazd jako że była już 21:30 i całkowita ciemność.
Trochę słabo wyszło ale wprawne oko drogę mleczną zobaczy, jak nie to widać na tym z innego dnia.
Brniemy dalej, doszedł kolejny problem - ścieżka jest coraz bardziej zarośnięta ... jeżynami :/ Strasznie to było wkurzające a nogi całe pocięte przez kolce.
Podsumowując byliśmy nocą sami w zadupiastym lesie w górach, straszyły nas odgłosy zwierząt, było zimno a każdy znaleziony znaczek szlaku to była wielka radość. Jak się dowiedzieliśmy po powrocie do domu trzeba tam uważać na wilki ... no w domu to już się z tego śmialiśmy :)
A zdjęć z lasu niema więcej bo jakoś tak mało ważne się to wtedy wydawało.
Kolejna godzina walki z jeżynami i w końcu uradowani docieramy do wioski Teleśnica Owszarowa, nie wiem która była wtedy godzina, coś między 23-12.
Wyziębnięci wchłaniamy resztę prowiantu i już asfaltem zmierzamy w stronę zapory. Czeka nas jeszcze 17km. Jest już tak zimno że jadąc hamujemy żeby się zagrzać ale nie wiele to pomaga, dopiero ostre podjazdy nas rozgrzewają.
W dzień temperatura wynosiła 25 stopni, w nocy tylko 11.
Mijamy Zaporę i bez zbędnych przystanków jedziemy do pensjonatu w Polańczyku.
Dojechaliśmy tam o godzinie 1 w nocy i oglądaliśmy nabyte rany i uwalone buty :)
Zmyliśmy błoto, wypiliśmy piwko i spać a następnego dnia leniuchowaliśmy na plaży i myliśmy rowery.
Po tym zdjęciu chyba widać że warunki były ciężkie z z v-braków nie miałem wielkiego pożytku :P
A wszystko to na zupełnie nieodpowiednich do tego oponach :D Ale w sumie to całkiem dobrze sobie radziły.
No i to by było na tyle z tej wycieczki, dzień 8 jak już wspomniałem spędziliśmy na plaży a 9-go wracaliśmy do Białegostoku.
Na koniec podziękowania dla Basi za tak udaną wspólną wycieczkę, oraz polecam te tereny innym. Ja może też jeszcze tam wrócę bo raz to za mało :)
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
35.00 km
2.00 km teren
02:33 h
13.73 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: 720 kcal
Rower:KELLYS SWING
271 Wycieczka w Bieszczady dzień 5 - Szczyt Jawor
Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 2
Na dzień piaty mojej wyprawy z Basią zaplanowaliśmy podjechanie na najwyższą górę przy jeziorze Solińskim czyli szczyt Jawor ... co za zbieg okoliczności z tymi nazwami :)Jego wysokość to 741m n.p.m. i około 300m od podnóża czyli mniej więcej poziomu jeziora.
Wyjątkowo też tym razem udało nam się wyjechać z samego rana czyli o godzinie siódmej co zaowocowało pięknymi widokami zamglonych gór.
Tutaj widok z Polańczyka na jezioro, a po jego drugiej stronie widać właśnie szczyt Jawor z dwoma masztami antenowymi - tam jedziemy.
A tu szerszy widok w wersji małej i dużej po kliknięciu w miniaturkę.
Najpierw pojechaliśmy dobrze już znaną drogą do zapory i tam się chwilę zatrzymaliśmy na zdjęcia.
Widok z tamy po stronie odpływu / jeziora Myczkowieckiego.
A tu podobny ale szerszy kąt czyli panorama pionowa :)
Basia na tamie, w tle zabudowa Soliny.
Szeroki widok z tamy na Jezioro Solińskie.
Rowery na tle góry Mały Jawor, przy tym maszcie też będziemy przejeżdżać wdrapując się na szczyt.
A to my :) jak widać rano jest zimno i brak turystów.
Pojechaliśmy dalej przez tamę do miejscowości zgadnijcie jakiej ... Jawor :) Tam zakręt w prawo i zaczynamy ostro wspinać się pod górę.
Szybko się rozgrzaliśmy i bluzy wylądowały w plecakach. Przerzutki najniższe i pedałujemy nie przekraczając 10 km/h i co chwilę robiąc przerwy na odsapnięcie.
Tutaj zdjęcie z pierwszej przerwy i widok na miejscowość Jawor i jezioro Myczkowieckie czyli poniżej głównej zapory.
Droga pod górę asfaltowa z paroma serpentynami w końcu doprowadziła nas na szczyt. Byliśmy tam o 9:20 i na górze wydawało się że wcale nie było tak ciężko jak się spodziewaliśmy :)
Pod masztem radiowym gps pokazuje 786m n.p.m. czyli 45m za dużo, chwile później 756m, pewnie przez te anteny trochę ześwirował :)
Tak czy inaczej udało się! Zdobyliśmy szczyt Jawor :D
Pamiątkowe zdjęcia pod masztem:
A to jeszcze ja, szkoda że sam szczyt jest zarośnięty i nie ma stamtąd widoku na jezioro.
Kawałeczek dalej w dół dojechaliśmy do punktu widokowego i zatrzymaliśmy się tam na dłuższą przerwę.
Widoczek przez drzewa.
Nasze rowery też muszą odpocząć.
Widok na zaporę z góry.
I jeszcze raz nasze rowery.
No to dobra jedziemy dalej w dół ... ale nie ten z którego przyjechaliśmy :)
Zjeżdżamy na drugą stronę góry gdzie prowadzi ta droga a jest tam tylko stary i wielki ośrodek wczasowy o jakże oryginalnej nazwie "Jawor" :)
Zjazd oczywiście był bardzo szybki, zajęło to 5 - 10 minut :)
Pozwiedzaliśmy ośrodek i znaleźliśmy przystań gdzie następnego dnia wypożyczyliśmy żaglówkę.
Zjedliśmy też co nieco z ośrodkowego sklepu i ... trzeba wrócić do domu a droga jest tylko jedna. Więc podjeżdżamy pod szczyt Jawor po raz drugi :D
Co prawda omineliśmy kilkanaście ostatnich metrów z masztem ale udało się zdobyć szczyt ponownie. I znowu szybki zjazd z góry, musieliśmy trochę hamować dla zachowania bezpiecznych prędkości.
Wróciliśmy do ośrodka podobną trasą tyle że mijając zaporę dołem.
A po powrocie piwko dla uczczenia tego osiągnięcia :)
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
30.00 km
5.00 km teren
02:38 h
11.39 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal
Rower:KELLYS SWING
270 Wycieczka w Bieszczady dzień 4 - poszukiwania przystani i ciężka trasa przez rzekę.
Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 0
Dzień 4 mojej wycieczki z Basią w Bieszczady.Koło południa udaliśmy się rowerami na poszukiwania przystani z żaglówkami w Polańczyku. Najpierw przystań Jawor z ostrym zjazdem w dól ale nie mieli ciekawej oferty. Następnie zjechaliśmy na sam koniec / dół ul Zdrojowej - tam też słabo i drogo. Zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się przy parkingu z ładnym widokiem na zalew.
Pogoda była idealna, ludzie opalali się wszędzie.
Standardowo skleiłem też panoramę. Poniżej mała ...
... a klikając na miniaturkę duża.
I jeszcze raz wysepka (zwana małą lub zajęcza) w pionie. Ciekawa o tyle że dostępna tylko z łódki a chętnych nie brakowało.
Później jeszcze jedna przystań niedaleko ul Zdrojowej i pojechaliśmy dalej do przystani przy ośrodku Unitra.
I znowu panorama mała i duża.
Tutaj też cienko z wypożyczeniem żaglówki, pojechaliśmy więc zjeść i na chwilę do pensjonatu.
Po odpoczynku postanowiliśmy pojechać znowu nad zaporę ale nie asfaltem a jakimś szlakiem przez las który znaleźliśmy na mapie. Odbijał on od drogi asfaltowej w Kaliszczach i prowadził przez las od strony północno-zachodniej od asfaltu.
Z początku chwila błądzenia i jest, na początku długi i szybki asfaltowy zjazd z ostrymi zakrętami na końcu :) Później przy wjeździe do lasu pierwsza niespodzianka - przejazd przez strumyk. Ja przejechałem a Basia przeprowadziła jakimś małym mostkiem obok. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy co nas czeka dalej :)
A dalej błądziliśmy przy jakiejś polanie bo oznakowanie szlaków jest tragicznie oszczędne a ze względu na niewielu śmiałków ścieżki miejscami nie są w ogóle wydeptane. Po chwili znaleźliśmy błotnistą drogę ...
... i kilka metrów dalej kolejne przejście przez rzeczkę:
Właściwie to przejść tam nie było, musieliśmy skakać po wystających kamieniach prowadząc w wodzie rowery i czasami mocząc aż napęd :/ Tak to mniej więcej wyglądało:
Jak się okazało szlak ten prowadził wzdłuż rzeki i ciągle ją przecinał więc co chwile trzeba było kombinować.
Przejść takich było przynajmniej z 10 albo i 15 a każde następne jakby trudniejsze. Nie udało się uniknąć przemoczenia butów i ubrudzenia błotem wszystkiego co możliwe.
Kawałek dalej szlak wydawał się całkowicie urywać ginąć w zaroślach i błocie. Zatrzymaliśmy się więc na jedzonko i rozmyślania gdzie dalej. Myśleliśmy że obok na górce jest cywilizacja i droga więc Basia przeskoczyła rzekę i wdrapała się na górę żeby to sprawdzić.
Wróciła ucieszona mimo że żadnej cywilizacji nie wypatrzyła, po prostu fajnie się skakało :)
Jakoś przez chaszcze poszliśmy dalej i odnaleźliśmy prawidłową drogę. No i właśnie sporą część tego lasu rowery prowadziliśmy a nie jechaliśmy bo się nie dało :(
Gdzieś na jednej z ostatnich przepraw przez rzekę zatrzymałem się na kamieniach z rowerem i wykonując nie lada akrobacje wyciągnąłem aparat i zrobiłem takie oto ładne zdjęcie :)
Po długich zmaganiach las się skończył i doszliśmy do asfaltu gdzieś na dole Soliny. Wydawało się to strasznie długa i męcząca przeprawa a jak się potem okazało patrząc na mapę było to raptem 5 km a zeszło ze 3 godziny :)
Ubabrani błotem zaszliśmy na chwilę na deptak przy zaporze i wróciliśmy już asfaltem do pensjonatu w Polańczyku odpoczywać przed następnym dniem.
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
17.00 km
0.00 km teren
01:08 h
15.00 km/h:
Maks. pr.:59.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:320 m
Kalorie: 316 kcal
Rower:KELLYS SWING
269 Wycieczka w Bieszczady dzień 3 - wieczorem nad zaporę
Wtorek, 16 sierpnia 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0
Dzień 3 wycieczki z Basią w Bieszczady, około godziny 13 dojechaliśmy do pensjonatu w Polańczyku. Trzeba się było rozpakować, zwiedzić pieszo okolicę, zjeść, i dopiero pod wieczór wsiedliśmy na rowery.Jako że już się ściemniało pojechaliśmy najpierw po zapas baterii do lampek, w dół Polańczyka ulicą Zdrojową przy okazji osiągając w tym miejscu prędkość maksymalną 59,6 km/h. To jak dotąd największa liczba jaką widziałem na liczniku. Próbowałem jeszcze pedałować ale 60 nie udało się przekroczyć. Z powrotem pod górkę prędkość oscylowała dla odmiany około 8 km/h :)
Następnie skierowaliśmy się w stronę zapory jadąc asfaltem przez Podkaliszcze i Solinę. W Solinie na górce zatrzymaliśmy się zrobić te oto zdjęcie - lekko poruszone z braku statywu :/
Serpentynami w dół do deptaku i na zaporę. Jest duża i robi wrażenie ale w nocy nie było wiele widać, dlatego też nie ma więcej zdjęć z tego dnia ale będzie zapora za dnia :)
Pierwsze wrażenia z jazdy po górach pozytywne. Trzeba się opedałować pod górkę ale na minimalnym przełożeniu wszędzie da się podjechać, za to zjeżdżając z górki czeka nas przyjemna nagroda za podjazd :) No i w końcu mogłem wykorzystać pełen zakres przełożeń :)
Niebawem obszerniejsza relacja z nastepnego dnia, jak znajdę wolną chwilę :(
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
18.00 km
2.00 km teren
01:09 h
15.65 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 95 m
Kalorie: 300 kcal
Rower:KELLYS SWING
268 Wycieczka w Bieszczady dzień 1 - Lubartów
Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 24.08.2011 | Komentarze 0
Nadszedł w końcu czas urlopu, wraz z przyjaciółką Basią wybraliśmy się z rowerami w Bieszczady nad Zalew Soliński. Jednak z braku wolnych noclegów dwa pierwsze dni spędziliśmy w moim rodzinnym mieście Lubartowie i okolicach. A tam poza zwiedzaniem starczyło nam czasu tylko na jedną krótką przejażdżkę rowerową. Do tego było już późno i się ściemniało więc nawet niema zdjęć :/Załączam więc chociaż mapkę. Jak widać z oś. Kopernika pojechaliśmy pod pałac, przez park na "żydowską plażę" nad rzeką Wieprz. Tam czepiły się nas komary i inne owady więc wróciliśmy do pałacu, dalej przez centrum, mini rondo przy szpitalu i przez ładne pagórkowate tereny w Łucce. Niestety było już ciemno więc nie naoglądaliśmy się za wiele. Powrót główną ulicą przez miasto i to tyle bo było nam już chłodno. No ale zwiedzanie Lubartowa przez Basię zaliczone :)
Dzień 2 wyprawy to zwiedzanie Kazimierza Dolnego, Nałęczowa i Lublina ale bez rowerów więc nie będę się na ten temat tutaj rozpisywał i wklejał zdjęć.
Następny wpis to będzie dzień 3 (już w górach), ale to jak znajdę chwilę wolnego czasu.