JAVOR

Info

avatar Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)
Więcej o mnie.


2014 baton rowerowy bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy javor.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

spd

Dystans całkowity:966.00 km (w terenie 200.00 km; 20.70%)
Czas w ruchu:45:49
Średnia prędkość:21.08 km/h
Maksymalna prędkość:64.40 km/h
Suma podjazdów:8920 m
Suma kalorii:22260 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:69.00 km i 3h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
135.00 km 72.00 km teren
06:17 h 21.49 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 4500 kcal

701 Podlaskie góry, piachy i szutry

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 1

Niedzielny trip z Maćkiem (RamzyY), jego relacja tutaj. Wyjazd ode mnie około godziny 10, miało być 120km ale że trasa nieznana wyszło więcej, trochę błądziliśmy i w dodatku zgubiliśmy po drodze rozpiskę jak jechać :D Najpierw szybki asfaltowy wyjazd z Białegostoku z wiatrem w plecy. Następnie zjeżdżamy w szutrowo-piaszczystą drogę do Królowego Mostu wzdłuż linii energetycznej. Sporo dni nie było deszczu więc każdy napotkany piach okazuje się bardzo sypki i grząski :/ Tańczymy na wszystkie strony, zjazdy z mniejszym piachem przelatujemy około 40km/h i aż się dziwiłem że przy tylu driftach nikt się nie wyłożył :)

Przy Królowym Moście błądzimy chwilę szukając jakiejś wysokiej góry, na mapie było jakieś wzniesienie 202 metry przy drodze ale to nie to. Pytamy się o drogę w sklepie i pan tłumaczy jak dojechać do góry św Anny. Przeprawa łatwa nie była. Trochę piachu przez który nie dało się jechać, strome podejście gdzie rower trzeba było nieść i roślinność która wszystko zarosła i trzeba było się przedzierać jak przez dżunglę.

Czasami po drodze trafiała się polanka z coraz to ciekawszymi widokami.

Oczywiście nie mogło zabraknąć sesji zdjęciowych naszych zajebistych fulli :)

Dalej na 200 metrach już nawet dało się jechać po znośnej leśnej drodze. Po chwili dojechaliśmy do szczytu 209 metrów i wieży widokowej. Wieża w budowie zaklejona taśmami i zakazami wstępu ... tym bardziej wchodzimy :D

Z góry całkiem ciekawy widok jak na Podlaskie równiny i pagórki, okoliczne wioski są na wysokości 130m a na wieży GPS pokazał 259m. Poczułem się prawie jak w górach, nie wiedziałem że można takie miejsce znaleźć na Podlasiu.


Zbliżenie na jakąś wioskę, może to Nowosiółki.

Pora udać się w dół, zjazd był bardzo fajny, długi, i chwilami trudny technicznie. Jakaś polanka po drodze:

A na dole taka mała wyrwa w drodze co by się za bardzo nie rozpędzać. Na szczęście nie było problemów z wyhamowaniem.

Wyjechaliśmy chyba w Kołodnie, jedziemy przez Cieliczankę do Supraśla.
Tam orientujemy się że zgubiliśmy rozpiskę trasy więc robimy zdjęcia mapy w Supraślu i kombinujemy jak jechać dalej. Dalej przez Studzianki i znowu w puszczę, szutry i piachy kierując się na Czarną Białostocką. Tam już zaczynał mnie mocno męczyć piaszczysty teren, zaczynał boleć tyłek ... a to jeszcze nawet nie połowa trasy :)
W Czarnej Białostockiej odrobina asfaltu, zakupy w biedronce i chwila odpoczynku nad zalewem.

Dalej przez tą samą puszcze do Podsupraśla ale zupełnie inną drogą, ale nie inną jeśli chodzi o nawierzchnię. Szuter non stop, wkurzało mnie już jego szumienie pod oponami, nawet ciężko się przez to rozmawiało.

Przecinamy drogę 676 i ponownie mamy dużo szutru i jeszcze więcej grząskiego piachu. To jakiś rozjazd przed Surażkowem i ładne drzewko.

A także drewniane rzeźby.

Między Surażkowem a Łaźniami postój na mostku żeby obfocić łabedzia.

A że zimno nie było to okazało się że na moście przyklejamy się do asfaltu zostawiając swoje odciski bloków SPD.

Dalej miejscowość Pieczonka i bardzo ciekawe drzewo, poskręcane i trochę wybrakowane.


Następnie brodząc w piachu i łykając pył z przejeżdżających czasem aut jedziemy przez wioskę Borki taką o nazwie Kondycja, niestety taka to wioska że nawet nie miała tablic z nazwą żeby zrobić zdjęcie :P
A ciut dalej na moście nad rzeką Słoja spotykamy nie lada niespodziankę ... węża :) Bestia nie byle jaka bo po rozprostowaniu miałby około metra. Ciekawe co to gatunek?

Chwilę się z nim bawimy, focimy, prawie rozjechał go samochód śmigając oponą 2cm od jego łba, a na koniec spierdzielił do wody.
Dalej wioska Nowosióki i małe zbłądzenie koło tartaku ... znowu teren? nieee mamy już dosyć. Odpalamy GPS i kierujemy się asfaltem przez Załuki na drogę DK65. A na DK65 wita nas jakaś ruska menda w tirze przejeżdżając jakieś 20cm od nas, aż nami solidnie zachwiało.
Na asfalcie też zrobiło się monotonnie i nudno, i co gorsze, pod wiatr. Zacząłem wymiękać i toczyliśmy się z marną prędkością. Przy najbliższej okazji czyli w zajeździe u Rumcajsa nabyłem napój energetyczny i dało się jechać dalej w normalnym tempie.

Dalej to już prosty asfalt do domu, wróciłem około 19:20 czyli 9 godzin poszło na wycieczkę. Maciek śmigną jeszcze do Łap, ale co to dla niego, nawet nie wyglądał na zmęczonego. Ja chwilami myślałem że umrę, od siodełka bolała dupa, od terenu ręce, a nogi to tak umiarkowanie, ale ogólnie zmęczenie organizmu solidne. Głównie przez piaszczysty teren i wiatr pod koniec. Terenu wyszło 72 km i nigdy jeszcze tyle jednego dnia mi się nie trafiło, a męczył podwójnie.
No i jeszcze mapka, kilka km brakuje, zapewne w okolicach góry św Anny bo tam wyznaczyłem na ślepo. Na żadnej mapie nie widzę tamtejszego szlaku. Może następnym razem nagram ślad GPS.


Dane wyjazdu:
118.00 km 2.00 km teren
05:20 h 22.12 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:630 m
Kalorie: 2200 kcal

548 Sokoły, Wysokie Mazowieckie, Szepietowo, Łapy

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 29.09.2012 | Komentarze 2

Taką to sobie wymyśliłem przejażdżkę na dzisiaj. Po pierwsze dlatego że oznaczało to 3 nowe gminy, a po drugie wydawała się to najlepsza opcja patrząc na prognozę wiatru ... ale, co do wiatru to była porażka :/ I tutaj chciałbym ponarzekać na niby najlepszą prognozę meteo.pl: Kurwa mać! Żeby w dzisiejszych czasach przy pomocy setek komputerów synoptycy mogli się aż tak bardzo mylić? Mogłem zapytać o to młodszego brata i dostałbym tak samo wiarygodne informacje. Miało wiać prosto z południa i przez cały dzień z 10-15 km/h w porywach do 35 km/h. A wiało z południowego-zachodu i to non stop około tych 35 km/h a czasami lepiej. Pierwsza połowa trasy była więc męczarnią z takim wiatrem z godziny 11 ... pomyślałem że chociaż wracać będzie dobrze ... a wracając wiatr ucichł prawie do zera :(
Starczy o tym wietrze który zepsuł mi humor na całej przejażdżce.
Wyjechałem o 10:30 ubrany w krótkie spodenki i bluzę a było wtedy 15 stopni.
Szybko temperatura wzrosła do 20 stopni ale przez wiatr zimny wcale nie było mi za gorąco. Najpierw jadę drogą 678 na Sokoły, bałem się że będzie tam spory ruch ale było całkiem znośnie.
Zdjęcia tym razem znowu z telefonu :(

Pierwsza gmina dzisiaj zaliczona.

A tutaj jesienne kolorki, widać też trochę jak wiatr targa kszaczorami.

Kawałek dalej całkiem przyjemny lasek ale nim nie jechałem, to tylko przystanek na szczocha :P

Doturlałem się jakoś w końcu około 13:15 do Wysokiego Mazowieckiego. Nie widziałem tam nic ciekawego więc jest tylko zdjęcie ronda ... którego miało tam nie być!

Otóż właśnie miałem dokładnie rozpisane gdzie skręcić na jakim kilometrze a mimo to źle skręciłem. Dlaczego? Na mapie google widziałem że mam właśnie na jedynym rondzie w tym mieście skręcić w lewo, skręciłem więc nie patrząc czy zgadzają się kilometry. Okazało się jednak że to było nowe drugie już rondo w mieście którego nie było na mapie i tam skręcając w lewo zajechałem do wioski Jabłoń-kikolskie zamiast do Szepietowa ... fuck!
Mało tego, jadąc tą złą trasą przez wioskę Brzózki-tatary zaczął mnie gonić jakiś napalony owczarek niemiecki i przyznam że biegł szybko. Wycisnąłem co się dało z przełożenia 2x9 i kiedy już miałem zmienić na 3x9 spojrzałem że pchlarz właśnie odpuścił. Widocznie miał ograniczenie prędkości do 40 km/h bo na liczniku miałem 42,3. A było to na prostej gdzie wcześniej 25 było ciężko jechać ... adrenalina działa cuda ale tylko chwilowo :P
Zapytałem się o drogę i jadę do Szepietowa, po drodze widziałem wiatrak - spory był, przez chwilę byłem bliżej ale kadr był nieciekawy.

No i Szepietowo, trzecia gmina do odhaczenia. Zajechałem też do "centrum" ale że nie było nic poza sklepami to mam tylko takie zdjęcie.

Przejazd pod torami i miejsce na odpoczynek i zjedzenie wielkiego jabłka. Tylko tyle miałem prowiantu i 750ml izotonika ale wystarczyło.

Dalej przez wioski, trafił się nawet kawałek szutrówki, meczę się przy okazji z moja rozpiską skrętów bo teraz przy każdym muszę doliczać 7,8 km. Wiatr nie pomaga chociaż miał wiać w plecy ale ucichł :( A prędkość w porównaniu do początku pod wiatr wcale dużo nie wzrosła bo byłem już padnięty ... od wcześniejszej walki z wiatrem oczywiście. Przejeżdżam przez Łapy, tam też nie widzę wiele ciekawego do fotografowania.

Dalej już prosta i znana trasa do Białegostoku, szkoda że sił już brakowało i co chwile robiłem przystanki :(
A to już Białystok i psucie mostu obok mojego bloku, będzie nowy dwupasmowy z ddr, jeden pas już stoi.

Do domu dojechałem 0 17:20 i od razu musiałem wziąć prysznic, nie tylko ze względu na pot ale i dziesiątki muszek które miałem wszędzie gdzie to możliwe. Wszystkie owoce na drzewach teraz gniją i lata tego co nie miara, aż chciało by się przymrozku żeby to oczyścił :)

Dane wyjazdu:
33.00 km 13.00 km teren
02:10 h 15.23 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 1600 kcal

533 Pieniny day 5 - Polanica i Wąwóz Homole

Piątek, 7 września 2012 · dodano: 17.09.2012 | Komentarze 1

Plany na ten dzień były ambitne bo chyba jakieś 140km asfaltami. Trasę ułożył właściciel pensjonatu ale jak on to policzył nie wiadomo, google pokazał 240km więc odpada :/ Z braku ciekawego pomysłu mieliśmy relaksacyjnie pojeździć po Szczawnicy i może wjechać na Palenicę jako że Przemek twierdził że są ładne zjazdy po łąkach.
No to pojechali, do Szczawnicy przyjemnie i prawie płasko po asfalcie, następnie szlak na Palenicę i standardowo zamiast jazdy trzeba było prowadzić pod górę ... no tak, mogłem się tego spodziewać. Szlak oczywiście taki stromy że ledwo dało się pchać rower, nie zabrakło też korzeni i kamieni pod nogami :/
Było stromo, bardzo.

Zdjęcia znowu tylko z telefonu bo przewidziałem że lajtowo nie będzie, część moja a część Maćka.
Trochę wkurwiony dotargałem rower na górę bo co to za przejażdżka kiedy rower trzeb pchać.
Kilka metrów do szczytu Palenicy ... normalni ludzie używają takiego wyciągu żeby dostać się na górę :P

A to już na szczycie.

A to ja na jakimś puncie widokowym po drugiej stronie polany ... może to już inny szczyt.

Jedziemy dalej, ale tylko kawałek, potem pchamy, jedziemy, pchamy itd.

Szlak prowadzi mniej więcej po granicy Polsko - Słowackiej, prawie cały czas
wierzchołkami gór. Tym razem była trochę lepsza przejrzystość powietrza i było widać Tatry, tak przynajmniej nam się wydaje że to Tatry :)

Gdzieś bliżej szczytu Wysoka trafiamy na dosyć stromą ścianę pełną korzeni i o dziwo schodzi z niej jakaś malutka podsiwiała już babcia :D Pytaliśmy się jej czy tędy na Wysoką ale nie pamiętam co dokładnie odpowiedziała, trójka hardcorów poszła sprawdzić czy to już Wysoka a ja powiedziałem: pierdolę poczekam tutaj. Toż to samobójstwo pchać się tam z rowerem i w butach spd. Czekałem więc sobie grzecznie skierowany na inny szlak.

Aż po chwili wracają bo trasa była zbyt hardcorowa i to jeszcze nie Wysoka.

Napieramy więc dalej, gdzie czeka nas podobna ścianka na którą ledwo wpycham/wnoszę rower. Miejscami miała więcej niż 45st nachylenia :/
Zaraz potem rozwidlenie i wejście na szczyt wysoka, oczywiście tak samo hardcorowe :( Wiedząc że to droga w jedną stronę olałem wspinaczkę i ponownie czekam niżej aż reszta wariatów wróci. Zaparkowałem na drzewnym stojaku rowerowym, nawet niezły, bezpieczny dla tarczy.

A tam już mi się iść nie chciało, nie z rowerem i nie w spd.

Ok, wracamy, jest w dół, fajnie? nie! Stromizny takie jak wcześniej, korzenie, kamienie i słabo przyczepna ziemia, pochylenie srogie. Kilka razy buty się obsuwały i już myślałem że polecę w dół ale jakoś fartem przeżyłem, pozostali też. Dalej trafił się jakiś przyzwoity kawałek łąki do zjazdu. Stromo w huj ale w miarę gładko, Wszyscy zjechali w całości choć Przemek na swoim sztywniaku (przód i tył) poleciał przez kierownicę na ostatnim poprzecznym rowie. Dalej znowu masa kamieni po których nie bardzo da się jechać i po chwili jesteśmy w Wąwozie Homole.

Spotykamy tam jakichś dwóch Ślązaków na dobrych rowerach i z nie byle jakimi umiejętnościami ... pokonywali dziarsko wielkie pólmetrowe głazy po których my tylko prowadziliśmy nasze maszyny. Pogadaliśmy sobie dość długo wiadomo o czym :)
Wąwozu ciąg dalszy:

Dalej wyjazd w Jaworkach (moja miejscowośc :P) na asfalt. Boże, co za wspaniałe uczucie rozpędzić się po tym wszystkim na asfalcie, i to z górki :) I tak od Jaworek do Krościenka cały czas lekko z górki, asfalt i wysoka prędkość, piękna końcówka :)
Jeszcze mapka choć nie ręczę że za jej 100% poprawność. Coś dziwnie mało wyszło przewyższeń ale skoro tak pokazuje to niech tak będzie.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
25.00 km 4.00 km teren
01:12 h 20.83 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 500 kcal

532 Pieniny day 4 - relax i dzień zdjęciowy

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 14.09.2012 | Komentarze 0

Dnia czwartego pogoda średnia, reszta ekipy pojechała do Zakopanego i na Giewont (pieszo oczywiście :P ), a ja mając dość obijania nóg o skały zostałem w Krościenku. Chciałem tez porobić trochę panoram hdri 360st do zastosowań w grafice i na tym się skupiłem. Co to i po co nie będę na rowerowym blogu opisywał ... w każdym bądź razie nie nadają się do pokazania tutaj więc będzie tylko kilka zwykłych fotek. Zanim jednak wsiadłem na rower z powodu mżącego deszczu robiłem timelapse szczytów górskich owiewanych chmurami ... tego też jeszcze nie pokażę bo nie mam czasu ani motywacji żeby go zmontować, bo i nie wyszedł za szczególnie :P
W końcu się przejaśniło i obładowany lustrzanka i sporym statywem wytoczyłem się na drogę. Najpierw mglista panorama na moście w Krościenku, później już słoneczna w Szczawnicy przy przystani.
A to ufajdany rower po targaniu go poprzedniego dnia na Lubań.

Dalej dwie panoramy gdzieś przy Dunajcu i granicy słowackiej oraz jedna częściowa która mogę pokazać :)

Standardowo też daje większą wersję bo na małej to hu** widać :)
tutaj klikać po większą, wciskac lupke i zoomować
W centrum panoramy widoczny szczyt to Sokolica, tam byliśmy pierwszego dnia pieszo, a to słynna sosenka na szczycie:

A tu jeszcze szerszy widok z Sokolicy:

i duża wersja tutaj: klick here!!!
Następnie zajechałem do domku się posilić i znowu do centrum Krościenka z zamiarem ustrzelenia mostu wieczorem. Zaparkowałem przy kaczkach i czekałem na zmrok i oświetlenie mostu, marzłem przy tym strasznie.

W międzyczasie za plecami ciekawy zachód słońca:

Robiło się coraz później, ciemniej i zimniej a oświetlenie mostu dalej zgaszone, stałem tam jak głupi robiąc sporo testowych zdjęć. Jak już miałem się poddać z zimna i wracać nagle most się rozświetlił i myk - most nad Dunajcem w długiej ekspozycji (30 sekund) zrobiony :)

Potem już tylko szybki powrót do kwatery ale nawet to nie zdołało mnie rozgrzać. Kilometrów malutko ale to dobrze bo na następny dzień było zaplanowane 140km.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
45.00 km 15.00 km teren
03:30 h 12.86 km/h:
Maks. pr.:49.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 1800 kcal

531 Pieniny day 3 - Lubań

Środa, 5 września 2012 · dodano: 12.09.2012 | Komentarze 0

Dzień 3 w Pieninach, miało być lajtowo, wchodzimy na szczyt Lubań z rowerami i zjeżdżamy szlakiem do Krościenka ... oczywiście wyszło trochę inaczej :P
Wyjazd dopiero o godzinie 11, pędzimy asfaltem przez Tylmanową, Niżni Gronik, Ochotnicę Dolną i Ochotnicę Górną. Tam odbijamy na szlak, początek na jakąś polankę jest asfaltowy, stromy jak cholera ale dajemy radę i pedałujemy. Pod koniec jednak już pchamy rowery bo się przegrzewamy :P
To końcówka tego podjazdu ... zdjęcia niestety tylko z telefonu, bo torba z lustrzanką pewnie by odpadła w terenie no i bła zwyczajnie za ciężka.

Ekipa odpoczywa na górze, wysokość już nie byle jaka ale Lubań jest gdzieś dalej.

Tam zaczął się właściwy górski szlak. Czyli sporo dużych i ostrych kamieni, korzenie i mało przyczepna ziemia. Sporo było miejsc gdzie uznawałem jazdę za zbyt ryzykowną w spd i prowadziłem rower.
Tutaj akurat nawierzchnia dobra ale stromo było :P

Co twardsi prowadzili znacznie mniej ale były miejsca których po prostu nie dało się przejechać. Oczywiście musieliśmy zgubić szlak, zawracać pod górę po kamieniach itp. Strasznie mnie to wkurzało i męczyło, a im bardziej byłem zmęczony tym mniej pewnie czułem się w spd i coraz mniej było jazdy a więcej prowadzenia :( Zawracając po zgubieniu szlaku na szczyt czekała nas jakaś hardcorowa ścieżka (szlak to chyba nie był) ... nachylenie miejscami chyba około 40% i nie był to krótki odcinek. Targać ze sobą rower po takiej ścianie to czysta głupota, ledwo starczało sił, przyczepności butów i równowagi żeby pokonywać kolejne metry. Jeden zły ruch i można by polecieć z żelastwem w dół co na pewno dobrze by się nie skończyło. Ale jak to się mówi głupi zawsze ma szczęście więc wszystkim udało się dotrzeć na szczyt w całości.
To już prawie szczyt, zdjęcie edukacyjne.

A to już ołtarz papieski prawie na samym szczycie.

Najgorsze miało być już za nami ale gdzie tam :P
Początek zjazdu był niezły ale tylko przez chwilę.


Zjeżdżamy kawałek niby dobrym szlakiem ale .... to nie ten szlak, jest pełno wielkich ostrych kamieni, nie da się jechać ... wracamy pod górę do rozjazdu i skręcamy w inny. Ten po chwili zjazdów zaczyna ostro piąć się pod górę ... to chyba też nie ten :( Żartujemy żeby dzwonić na GOPR a Przemek wziął i zadzwonił :D Powiedzieli mu że te jest zły, mamy jechać czerwonym (tym co wcześniej) ale jak nie zobaczymy za 10 minut oznaczeń to prawdopodobnie mamy przesrane :D Pan z GOPRu bardzo zdziwił się że wybraliśmy się na ten szlak rowerami ... miał rację ... ale co ciekawe to szlak rowerowy!
Wracamy więc ponowie z górki i pod górkę i idziemy dalej tym szlakiem z mega kamieniami co to niby miał być czerwony. Jedyny plus taki że prowadził w dół ale poza tym kompletna porażka: o jechaniu nie ma mowy, kamienie coraz gorsze, ledwo da się prowadzić rower, buty co chwilę się gdzieś uślizgują na kamieniach grożąc glebą i kto wie czym jeszcze. Kiedy już myślałem że gorzej być nie może do tego koryta dołączył jeszcze potok i błoto ... tragedia.

Gdzieś niżej spotkaliśmy dwóch śmiałków traktorem którzy pewnie kradli drzewo i powiedzieli że już za 4 km mamy asfalt ale szlakiem to my nie idziemy. No tak, to by wiele tłumaczyło :)
Asfalt faktycznie w końcu się pojawił i to z niezłym zjazdem. Można było rozwinąć dobrego vmaxa ale powstrzymywało mnie błoto odklejające się z opon. Zjechaliśmy do drogi wojewódzkiej przy Dunajcu i okazało się że jesteśmy w Tylmanowej a nie w Krościenku, spoko :P A osiedla przez które zjechaliśmy z lasu to: Miazgi, Padół i Potok ... co za trafne nazwy :)

Na asfalcie wkurwienie przeszło i wycieczka wydała się nawet udana ale więcej takich nie chcę :P
Do domu zajechaliśmy o 18 i akurat zaczęło się ściemniać i padać. Przewyższenia i km teren przybliżone bo nikt tak naprawdę nie wie którędy jechaliśmy.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
108.00 km 0.00 km teren
05:23 h 20.06 km/h:
Maks. pr.:64.40 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 2000 kcal

530 Pieniny day 2 - do okoła jeziora Czorsztyńskiego

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 10.09.2012 | Komentarze 0

Dzień drugi urlopowej wycieczki w Pieniny z Maćkiem (RamzyY), Przemkiem i Pawłem. Dnia pierwszego niema bo była to wycieczka piesza na szczyty: Sokolica, Trzy Korony i może jeszcze jakieś mniejsze po drodze.
Z naszej bazy wypadowej w Krościenku nad Dunajcem wyruszamy o 10:30 po uprzednim przygotowaniu rowerów. Szybko mijamy Szczawnicę i jadąc brzegiem Dunajca kierujemy się na Słowację. Pierwszy przystanek i panorama rzeki:

tutaj większa rozdzielczość
Pogoda jak widać nie była rewelacyjna ale najważniejsze że nie padało i nie wiało.
Tutaj już przekroczona granica i Słowackie tablice ... nawet nie wiadomo gdzie ta granica była ... ach ta unia. Przy okazji, to pierwszy raz kiedy wyjechałem rowerem za granicę :) byłem dwa razy pod granicą na Podlasiu ale nie przekraczałem jej.

W tym miejscu odbijamy ze ścieżki brzegiem rzeki i kierujemy się na Słowacką wioskę Leśnica, przy okazji zaliczając pierwszy podjazd.

Chwile później nie lada gratka, podjazd 12%, lekko nie było ale wszyscy dali radę podjechać.

Na szczycie w nagrodę ładne widoki, choć przez wilgotność powietrza niezbyt dalekie. Na południe Velky lipnik do którego zaraz zjedziemy.

A to widoczek na wschód, jeden z tych szczytów to Wysokie.

Ale nie czas na widoczki ... czeka nas mega zjazd :D 3km, 12%, kilka ostrych zakrętów i nowy vmax osiągniety: 64,4 km/h. Zachowałem rozwagę (kilkukilogramowa torba na kierownicy) bo dało się sporo szybciej :)

Dalej docieramy do Słowackiej miejscowości Czerwony Klasztor. W owym klasztorze nic ciekawego niema (do muzeum nie wchodzimy) natomiast zaliczyłem tam glebę ruszając z miejsca :P spd + wielkie "kocie łby" + kilka kilo na kierownicy = obdarte kolano i ponownie obity róg kierownicy :(
Miejscowość ta leży nad Dunajcem który jest też w tym miejscu granicą państw, po drugiej stronie Sromowce Niżne gdzie robimy zakupy. Oba miasteczka łączy most, a z niego jest dobry widok na Trzy korony na szczycie których byliśmy poprzedniego dnia pieszo.

... a także na flisaków wożących turystów-emerytów.

Lecimy dalej na Jezioro/zalew Czorsztyński, a dokładniej na zaporę. Tam widoczek na zamek:

wersja z rowerem :P

A to widok w drugą stronę czyli w dół rzeki. Zauważcie że spływ zapory byłby idealną pochylnią z potrójną skocznia do wody :)

Dalej jedziemy przez Łapsze Niżne i Wyżne.
Meeeeee ..... :)

Następnie Łapszanka i bardzo stromy podjazd, tabliczki z procentami nie było ale wiemy że było bardzo stromo. Podjazdem tym dostaliśmy się na nie wiem jaki szczyt z kapliczką i wysokością 955m n.p.m. Mieliśmy tu podziwiać widok na tatry ale przejrzystość powietrza była zbyt mała :(



Później zjazd przez Grocholowie i znowu mega prędkości, tak duże że aż w Przemka rowerze nie wytrzymała dętka. Naprawa w następnej wiosce i jedziemy dalej. Następna wioska to Czarna Góra. Podjazd pod nią był tak stromy ... że ja pierdole. Znowu brak tabliczki procentowej ale pewnie ponad 20%, chwilami nawet grubo ponad. Zasapani wtoczyliśmy się tam na najniższych przełożeniach krzycząc "this is madness!!!" :D
Gdzieś dalej chwila relaxu i przerwa techniczna nad Białą Wodą.

Następnie Łopuszna, Harklowa, Dębno, Maniowy, Kluszkowce. Zaczęło się ściemniać i ochładzać. Na mrok jednak miałem tajną broń: lampkę 1600lm :D
Jest gdzieś filmik jak świeci ale się nie zgrał na moją kartę ... kiedyś to uzupełnię :)

Asfaltowe zjazdy i podjazdy ... coś pięknego :)

Ostatnie kilka km już po całkowitym zmroku marzłem strasznie bo było ciągle z górki. Co prawda miałem kurtkę i już prawie ją zakładałem ale usłyszałem że już tylko kilometr do Krościenka więc marzłem dalej :) Do kwatery wróciliśmy o 20:30 czyli po 10 godzinach. Myślałem że 100km i górskie przewyższenia mnie wykończą ale czułem się lepiej niż po 100km na Podlasiu. Może takie interwały są lepsze dla organizmu.
Video z nową lampką 1600lm, kiepsko wyszło jak to z telefonu, ale coś tam widać.
&feature=youtu.be
Mapka:
/
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
83.00 km 22.00 km teren
03:40 h 22.64 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:690 m
Kalorie: 1620 kcal

529 rezerwat krzemianka i cz. białostocka

Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 1

Ostatni trening przed górami z RamzyYm. Główny cel do zobaczenia to Rezerwat Krzemianka, z ładnymi lecz zdradziecko śliskim kładkami otoczonymi bagnistym rozlewiskiem rzeki. Następnie lasem do Czarnej Białostockiej nad zalew, i znowu lasem przez Budzisk do Supraśla. Temperatura na starcie o dziewiątej to 16 stopni a później 23 ... czyli całkiem dobra. Wiatr natomiast niemały, z początku od przodu, później różnie.
Kilka zdjęć w rezerwacie (niestety z telefonu) i koniec opisu bo czas się szykować na wyjazd :)






Dane wyjazdu:
47.00 km 0.00 km teren
01:55 h 24.52 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:340 m
Kalorie: 930 kcal

523 krótki trening

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 0

Miał być duży trip jutro ale że zapowiadają spore opady to jeszcze przed zmrokiem ruszyłem trochę pokręcić. Przebiłem się przez centrum i obrałem kierunek na Jurowce. Postanowiłem się trochę rozpędzić na tym nowym kawałku drogi zamiast co chwile hamować w mieście. Jest tej wyremontowanej drogi niecałe 10 km ale jedzie się przyjemnie bo jest tam ładne pobocze o szerokości około 2 metrów ... żeby wszędzie tak było. Dojechałem do końca, zawróciłem do białego, tam obwodówką, zielone wzgórza, centrum, park i do domu. Mimo ze pod koniec było 16 stopni to w samych spodenkach i bezrękawniku było mi ciepło, a nawet gorąco :) Mam nadzieję że jeszcze jutro z samego rana trochę pojeżdżę zanim zacznie padać koło południa.

Dane wyjazdu:
76.00 km 24.00 km teren
03:12 h 23.75 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:640 m
Kalorie: 1500 kcal

518 w końcu dłuższy trip

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 3

Półtora miesiąca nie miałem czasu na kręcenie ponad 50km, i w sumie nadal nie mam ale zbliża się wypad w góry więc trzeba :) Trasa: Białystok, Jurowce, Sochonie, Woroszyły, Wólka Ratowiecka, Czarna białostocka, Budzisk, Supraśl, Białystok.
Wybrałem taką trasę bo według prognozy miałbym wiatr boczny, oczywiście było inaczej. Pierwsza połówka z wiatrem, więc jechało się szybko :)
Przerwa na szczocha na wjeździe do puszczy, jakość zdjęcia ... komórkowa :P

Będąc w Czarnej Białostockiej oczywiście zajechałem nad zalew, ludzi dziwnie mało.

Po raz pierwszy zwiedziłem też centrum, zazwyczaj kończyło się na zalewie i biedronce. Dalej przez Budzisk do Supraśla. Ten kawałek okazał się całkiem fajną, długą, i równą drogą gruntowo-szutrową przez las ... muszę częściej tam jeździć. Kawałek przed Supraślem zmieniłem kierunek na południowy czyli pod wiatr, a jako że już byłem trochę zmęczony szybkim kręceniem to prędkość średnia mocno spadła :( Przed skręceniem pod wiatr było ponad 25km/h, na koniec 23,5km/h. Z Supraśla standardowo ścieżką pełną podjazdów, sił było coraz mniej (albo wiatr większy) ale emerytów miałem siłę wyprzedzać :)

Dane wyjazdu:
156.00 km 20.00 km teren
07:05 h 22.02 km/h:
Maks. pr.:40.70 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:720 m
Kalorie: 2900 kcal

495 XIX Lubartowskie Święto Roweru

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 04.07.2012 | Komentarze 0

Nareszcie nastał ten długo wyczekiwany dzień :) Czekałem na tą imprezę rok (szczególnie że poprzednia była deszczowa), i już nie mogę doczekać się następnej kiedy to ma być bity rekord Guinessa w ilości przejechanych km na rowerowym evencie ... czy jakoś podobnie :)
Plan miałem taki żeby objechać wszystkie cztery trasy czyli 143 km albo i dokręcić do 200 km jeśli starczy sił i czasu. Tak więc wczesna pobudka z zamiarem stawienia się o godzinie 8 ... jak zwykle wyszły opóźnienia i na miejscu byłem około 8:45 razem z młodszym bratem. Jeszcze z 10 minut żeby przebrnąć kolejkę zapisów i przed 9 ruszamy w najdłuższą trasę nr 4 (58km). 50 minut po rozpoczęciu dostałem już numer 1555, frekwencja zapowiadała się więc rekordowa, a to dzięki dobrej pogodzie która później zmieniła się aż w zbyt dobrą.
Rano było jakieś 22 stopnie i jechało nam się świetnie, szybko jednak temperatura urosła do 35 stopni w cieniu oraz średnio 45 na słońcu uwzględniając chłodzenie pędem jazdy i wiatru. Jazda przy takiej temperaturze na większym dystansie to już nie byle niedzielna przejażdżka :P
Jako że nie bardzo miałem czas na robienie zdjęć to na początek taka sklejka z kilku fotek różnych autorów z serwisu lubartow24.pl ... mam nadzieje że nie pójdę siedzieć za tą kradzież :P

Jak widać było wesoło i kolorowo, pełny przekrój wiekowy jak i rowerowy.
Trasy bez żadnych niespodzianek, dobrze oznaczone, czasem tylko stan nawierzchni był tragiczny no ale to polska przecież :P W lesie jakieś dziwne miksy grubego szutru i skrawków asfaltu nie należały do przyjemności, lepiej by się jechało po zwykłej ubitej ziemi.
Po pierwszej trasie czułem się bardzo dobrze, młodszy brat już cienko ale po zrobieniu przerwy zdecydował się na przejechanie następnej czyli nr 3 (34km) mocno terenowej. Tam właśnie wytłukliśmy się na tych leśnych nierównościach. Brata dotknęło to mocniej na crossie, ale mnie też nie ominęły nie miłe odczucia jako że na duży dystans nie szczędziłem powietrza w opony i amortyzatory. Tą trasę pokonywaliśmy już w okolicach godziny 12 czyli słońce i temperatura hardkorowe, ale że trasa głównie leśna to dało się wytrzymać.
Punkt kontrolny trzeciej trasy:

Oraz niebezpieczna dla zdrowia temperatura:

Po tej trasie młodszy brat miał już stanowczo dość i pojechał do domu z wynikiem 92km, a ja nadal czułem się świetnie gotowy na następne kilometry :)
Podjadłem zapasy z samochodu, uzupełniłem płyny i pojechałem w trasę nr 2 (34km). Wtedy już jednak powoli opuszczały mnie siły, może niepotrzebnie jadłem, może gorętsza atmosfera z dala od lasu ... nie wiem.
Przed ostatnią najmniejszą już trasą nr 1 (17km) czułem że muszę wypić tigera i tak też zrobiłem. Ta trasa jest najbardziej zatłoczona setkami rowerzystów jako że statystycznie połowa uczestników imprezy przejeżdża tylko ją i to tylko raz.
Dzięki tigerowi jechało się jeszcze przyzwoicie i mogłem w miarę utrzymać moje tempo czyli takie przy którym prawie wszystkich wyprzedzałem :) Ogólnie na całej imprezie wyprzedziło mnie może góra 10 rowerzystów, pewnie było więcej takich ale jakoś ich nie spotkałem.
Po skończeniu ostatniej trasy wiedziałem że już więcej nie dam rady jechać ani nie było na to czasu. Mogłem się jeszcze porwać na szybką powtórkę tej najmniejszej ale 40 minut które zostały to jednak za mało, szczególnie że na horyzoncie zbliżała się burza i nie było czym oddychać. Po prawie godzinie obijania się, picia, zjedzeniu loda i picia ... ruszył przejazd honorowy przez miasto. Tutaj też rekordowa frekwencja, lajtowe tempo, prawie jak masa krytyczna której brak w Lubartowie. Przejazd jednak od masy sporo lepszy, uczestników sporo więcej niż na masie w dużym Białymstoku, i co ważne było mnóstwo dziewczyn, osób starszych jak i dzieciaków na swoich małych rowerkach. Na masach krytycznych nie widać takiej różnorodności a szkoda.

Tutaj można zobaczyć przejazd w poklatkowej animacji: klik
A tutaj więcej zdjęć: klik
Na koniec losowanie 19 rowerów, standardowo na mnie nie padło ale może to i dobrze bo przecież mam dobry :) Jeden wygrała np dziewczyna która jeździła na rowerze pożyczonym od sąsiadki i bardzo się z tego cieszyła :)
A teraz trochę cyferek:
Mój przejazd miał 156 km a w tym wszystkie 4 trasy czyli 143 km + dojazd 7,5 km + runda przez miasto 5,5 km.
W imprezie wzięło udział 9103 rowerzystów (rekord),
Łącznie przejechali 224 882 km (rekord) (okrążenie ziemi 5,5 raza, dla lepszego zobrazowania),
212 dzieci wśród uczestników, najmłodsza 4-miesięczna,
Największy dystans wśród panów 290 km,
Największy dystans wśród pań 204km,
Najstarszy uczestnik 85 lat,
Najliczniejsza rodzina 15 osób.
Mój dyplomik, co prawda z literówką ale i tak się liczy :P

No to chyba tyle relacji, zostaje czekać na kolejną edycję :)
Moja mapka:
Kategoria z aparatem, spd