JAVOR

Info

avatar Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)
Więcej o mnie.


2014 baton rowerowy bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy javor.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:756.00 km (w terenie 69.00 km; 9.13%)
Czas w ruchu:37:42
Średnia prędkość:20.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.40 km/h
Suma podjazdów:6770 m
Suma kalorii:15980 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:36.00 km i 1h 47m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:51 h 23.53 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 380 kcal

539 praca, z wiatrem

Środa, 19 września 2012 · dodano: 20.09.2012 | Komentarze 1

Rano 14 stopni i z wiatrem do pracy. Po pracy zmiana frontów atmosferycznych i powiało chłodem w przeciwnym kierunku. Wracając więc miałem 15 stopni i ponownie z wiatrem ... rzadkie zjawisko :)

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:57 h 21.05 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 360 kcal

538 praca

Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Rano 12 stopni, po pracy 21 i pod wiatr. Znowu w bluzie bez plecaka więc powrót w tempie spacerowym.

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:57 h 21.05 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 360 kcal

537 praca

Poniedziałek, 17 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Rano 13 stopni więc w bluzie, za to z wiatrem więc w jedną stronę avs był 23,5.
Po pracy 20 stopni i nadal w bluzie :( Tempo więc emeryckie bo nie mogłem się zapocić.
Ponadto jadę sobie ddr a tu stoi na środku jakaś skoda i kierowca obok ... myślę żeby może go opierdolić, a ten mnie zatrzymuje i prosi żebym mu kserokopiarkę pomógł wnieść. W rezultacie pomogłem i nie opierdoliłem bo ciężkie było to dziadostwo, nie dziwię się że chciał podjechać jak najbliżej.

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:53 h 22.64 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal

536 praca

Środa, 12 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Trochę cieplej więc tym razem bez bluzy. Rano 16, po pracy 20 stopni.

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:54 h 22.22 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal

535 praca

Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Nie lubię takiej przejściowej pogody. Rano 13 stopni więc trzeba już jechać w bluzie, po pracy 27 stopni, bluza w plecaku a i tak gorąco :/

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:54 h 22.22 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal

534 praca, aktualizacja fotek

Poniedziałek, 10 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 0

Koniec urlopu, czas nabijać kilometry przemierzając Białystok.
Rano tylko 10 stopni wiec ubrałem bluzę, po pracy 23 i pod jakiś wkurzający wiatr. Ogólnie zauważyłem że w górach prawie wcale nie wiało, tylko na szczytach trochę, w dolinach cisza i spokój. Na Podlasiu natomiast ... wieje non stop, wszędzie :(
Dodałem jeszcze kilka zdjęć i filmik od Maćka do dwóch wpisów z Pienin:
530-Pieniny-day-2-do-okola-jeziora-Czorsztynskiego
531-Pieniny-day-3-Luban

Dane wyjazdu:
33.00 km 13.00 km teren
02:10 h 15.23 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 1600 kcal

533 Pieniny day 5 - Polanica i Wąwóz Homole

Piątek, 7 września 2012 · dodano: 17.09.2012 | Komentarze 1

Plany na ten dzień były ambitne bo chyba jakieś 140km asfaltami. Trasę ułożył właściciel pensjonatu ale jak on to policzył nie wiadomo, google pokazał 240km więc odpada :/ Z braku ciekawego pomysłu mieliśmy relaksacyjnie pojeździć po Szczawnicy i może wjechać na Palenicę jako że Przemek twierdził że są ładne zjazdy po łąkach.
No to pojechali, do Szczawnicy przyjemnie i prawie płasko po asfalcie, następnie szlak na Palenicę i standardowo zamiast jazdy trzeba było prowadzić pod górę ... no tak, mogłem się tego spodziewać. Szlak oczywiście taki stromy że ledwo dało się pchać rower, nie zabrakło też korzeni i kamieni pod nogami :/
Było stromo, bardzo.

Zdjęcia znowu tylko z telefonu bo przewidziałem że lajtowo nie będzie, część moja a część Maćka.
Trochę wkurwiony dotargałem rower na górę bo co to za przejażdżka kiedy rower trzeb pchać.
Kilka metrów do szczytu Palenicy ... normalni ludzie używają takiego wyciągu żeby dostać się na górę :P

A to już na szczycie.

A to ja na jakimś puncie widokowym po drugiej stronie polany ... może to już inny szczyt.

Jedziemy dalej, ale tylko kawałek, potem pchamy, jedziemy, pchamy itd.

Szlak prowadzi mniej więcej po granicy Polsko - Słowackiej, prawie cały czas
wierzchołkami gór. Tym razem była trochę lepsza przejrzystość powietrza i było widać Tatry, tak przynajmniej nam się wydaje że to Tatry :)

Gdzieś bliżej szczytu Wysoka trafiamy na dosyć stromą ścianę pełną korzeni i o dziwo schodzi z niej jakaś malutka podsiwiała już babcia :D Pytaliśmy się jej czy tędy na Wysoką ale nie pamiętam co dokładnie odpowiedziała, trójka hardcorów poszła sprawdzić czy to już Wysoka a ja powiedziałem: pierdolę poczekam tutaj. Toż to samobójstwo pchać się tam z rowerem i w butach spd. Czekałem więc sobie grzecznie skierowany na inny szlak.

Aż po chwili wracają bo trasa była zbyt hardcorowa i to jeszcze nie Wysoka.

Napieramy więc dalej, gdzie czeka nas podobna ścianka na którą ledwo wpycham/wnoszę rower. Miejscami miała więcej niż 45st nachylenia :/
Zaraz potem rozwidlenie i wejście na szczyt wysoka, oczywiście tak samo hardcorowe :( Wiedząc że to droga w jedną stronę olałem wspinaczkę i ponownie czekam niżej aż reszta wariatów wróci. Zaparkowałem na drzewnym stojaku rowerowym, nawet niezły, bezpieczny dla tarczy.

A tam już mi się iść nie chciało, nie z rowerem i nie w spd.

Ok, wracamy, jest w dół, fajnie? nie! Stromizny takie jak wcześniej, korzenie, kamienie i słabo przyczepna ziemia, pochylenie srogie. Kilka razy buty się obsuwały i już myślałem że polecę w dół ale jakoś fartem przeżyłem, pozostali też. Dalej trafił się jakiś przyzwoity kawałek łąki do zjazdu. Stromo w huj ale w miarę gładko, Wszyscy zjechali w całości choć Przemek na swoim sztywniaku (przód i tył) poleciał przez kierownicę na ostatnim poprzecznym rowie. Dalej znowu masa kamieni po których nie bardzo da się jechać i po chwili jesteśmy w Wąwozie Homole.

Spotykamy tam jakichś dwóch Ślązaków na dobrych rowerach i z nie byle jakimi umiejętnościami ... pokonywali dziarsko wielkie pólmetrowe głazy po których my tylko prowadziliśmy nasze maszyny. Pogadaliśmy sobie dość długo wiadomo o czym :)
Wąwozu ciąg dalszy:

Dalej wyjazd w Jaworkach (moja miejscowośc :P) na asfalt. Boże, co za wspaniałe uczucie rozpędzić się po tym wszystkim na asfalcie, i to z górki :) I tak od Jaworek do Krościenka cały czas lekko z górki, asfalt i wysoka prędkość, piękna końcówka :)
Jeszcze mapka choć nie ręczę że za jej 100% poprawność. Coś dziwnie mało wyszło przewyższeń ale skoro tak pokazuje to niech tak będzie.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
25.00 km 4.00 km teren
01:12 h 20.83 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 500 kcal

532 Pieniny day 4 - relax i dzień zdjęciowy

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 14.09.2012 | Komentarze 0

Dnia czwartego pogoda średnia, reszta ekipy pojechała do Zakopanego i na Giewont (pieszo oczywiście :P ), a ja mając dość obijania nóg o skały zostałem w Krościenku. Chciałem tez porobić trochę panoram hdri 360st do zastosowań w grafice i na tym się skupiłem. Co to i po co nie będę na rowerowym blogu opisywał ... w każdym bądź razie nie nadają się do pokazania tutaj więc będzie tylko kilka zwykłych fotek. Zanim jednak wsiadłem na rower z powodu mżącego deszczu robiłem timelapse szczytów górskich owiewanych chmurami ... tego też jeszcze nie pokażę bo nie mam czasu ani motywacji żeby go zmontować, bo i nie wyszedł za szczególnie :P
W końcu się przejaśniło i obładowany lustrzanka i sporym statywem wytoczyłem się na drogę. Najpierw mglista panorama na moście w Krościenku, później już słoneczna w Szczawnicy przy przystani.
A to ufajdany rower po targaniu go poprzedniego dnia na Lubań.

Dalej dwie panoramy gdzieś przy Dunajcu i granicy słowackiej oraz jedna częściowa która mogę pokazać :)

Standardowo też daje większą wersję bo na małej to hu** widać :)
tutaj klikać po większą, wciskac lupke i zoomować
W centrum panoramy widoczny szczyt to Sokolica, tam byliśmy pierwszego dnia pieszo, a to słynna sosenka na szczycie:

A tu jeszcze szerszy widok z Sokolicy:

i duża wersja tutaj: klick here!!!
Następnie zajechałem do domku się posilić i znowu do centrum Krościenka z zamiarem ustrzelenia mostu wieczorem. Zaparkowałem przy kaczkach i czekałem na zmrok i oświetlenie mostu, marzłem przy tym strasznie.

W międzyczasie za plecami ciekawy zachód słońca:

Robiło się coraz później, ciemniej i zimniej a oświetlenie mostu dalej zgaszone, stałem tam jak głupi robiąc sporo testowych zdjęć. Jak już miałem się poddać z zimna i wracać nagle most się rozświetlił i myk - most nad Dunajcem w długiej ekspozycji (30 sekund) zrobiony :)

Potem już tylko szybki powrót do kwatery ale nawet to nie zdołało mnie rozgrzać. Kilometrów malutko ale to dobrze bo na następny dzień było zaplanowane 140km.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
45.00 km 15.00 km teren
03:30 h 12.86 km/h:
Maks. pr.:49.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 1800 kcal

531 Pieniny day 3 - Lubań

Środa, 5 września 2012 · dodano: 12.09.2012 | Komentarze 0

Dzień 3 w Pieninach, miało być lajtowo, wchodzimy na szczyt Lubań z rowerami i zjeżdżamy szlakiem do Krościenka ... oczywiście wyszło trochę inaczej :P
Wyjazd dopiero o godzinie 11, pędzimy asfaltem przez Tylmanową, Niżni Gronik, Ochotnicę Dolną i Ochotnicę Górną. Tam odbijamy na szlak, początek na jakąś polankę jest asfaltowy, stromy jak cholera ale dajemy radę i pedałujemy. Pod koniec jednak już pchamy rowery bo się przegrzewamy :P
To końcówka tego podjazdu ... zdjęcia niestety tylko z telefonu, bo torba z lustrzanką pewnie by odpadła w terenie no i bła zwyczajnie za ciężka.

Ekipa odpoczywa na górze, wysokość już nie byle jaka ale Lubań jest gdzieś dalej.

Tam zaczął się właściwy górski szlak. Czyli sporo dużych i ostrych kamieni, korzenie i mało przyczepna ziemia. Sporo było miejsc gdzie uznawałem jazdę za zbyt ryzykowną w spd i prowadziłem rower.
Tutaj akurat nawierzchnia dobra ale stromo było :P

Co twardsi prowadzili znacznie mniej ale były miejsca których po prostu nie dało się przejechać. Oczywiście musieliśmy zgubić szlak, zawracać pod górę po kamieniach itp. Strasznie mnie to wkurzało i męczyło, a im bardziej byłem zmęczony tym mniej pewnie czułem się w spd i coraz mniej było jazdy a więcej prowadzenia :( Zawracając po zgubieniu szlaku na szczyt czekała nas jakaś hardcorowa ścieżka (szlak to chyba nie był) ... nachylenie miejscami chyba około 40% i nie był to krótki odcinek. Targać ze sobą rower po takiej ścianie to czysta głupota, ledwo starczało sił, przyczepności butów i równowagi żeby pokonywać kolejne metry. Jeden zły ruch i można by polecieć z żelastwem w dół co na pewno dobrze by się nie skończyło. Ale jak to się mówi głupi zawsze ma szczęście więc wszystkim udało się dotrzeć na szczyt w całości.
To już prawie szczyt, zdjęcie edukacyjne.

A to już ołtarz papieski prawie na samym szczycie.

Najgorsze miało być już za nami ale gdzie tam :P
Początek zjazdu był niezły ale tylko przez chwilę.


Zjeżdżamy kawałek niby dobrym szlakiem ale .... to nie ten szlak, jest pełno wielkich ostrych kamieni, nie da się jechać ... wracamy pod górę do rozjazdu i skręcamy w inny. Ten po chwili zjazdów zaczyna ostro piąć się pod górę ... to chyba też nie ten :( Żartujemy żeby dzwonić na GOPR a Przemek wziął i zadzwonił :D Powiedzieli mu że te jest zły, mamy jechać czerwonym (tym co wcześniej) ale jak nie zobaczymy za 10 minut oznaczeń to prawdopodobnie mamy przesrane :D Pan z GOPRu bardzo zdziwił się że wybraliśmy się na ten szlak rowerami ... miał rację ... ale co ciekawe to szlak rowerowy!
Wracamy więc ponowie z górki i pod górkę i idziemy dalej tym szlakiem z mega kamieniami co to niby miał być czerwony. Jedyny plus taki że prowadził w dół ale poza tym kompletna porażka: o jechaniu nie ma mowy, kamienie coraz gorsze, ledwo da się prowadzić rower, buty co chwilę się gdzieś uślizgują na kamieniach grożąc glebą i kto wie czym jeszcze. Kiedy już myślałem że gorzej być nie może do tego koryta dołączył jeszcze potok i błoto ... tragedia.

Gdzieś niżej spotkaliśmy dwóch śmiałków traktorem którzy pewnie kradli drzewo i powiedzieli że już za 4 km mamy asfalt ale szlakiem to my nie idziemy. No tak, to by wiele tłumaczyło :)
Asfalt faktycznie w końcu się pojawił i to z niezłym zjazdem. Można było rozwinąć dobrego vmaxa ale powstrzymywało mnie błoto odklejające się z opon. Zjechaliśmy do drogi wojewódzkiej przy Dunajcu i okazało się że jesteśmy w Tylmanowej a nie w Krościenku, spoko :P A osiedla przez które zjechaliśmy z lasu to: Miazgi, Padół i Potok ... co za trafne nazwy :)

Na asfalcie wkurwienie przeszło i wycieczka wydała się nawet udana ale więcej takich nie chcę :P
Do domu zajechaliśmy o 18 i akurat zaczęło się ściemniać i padać. Przewyższenia i km teren przybliżone bo nikt tak naprawdę nie wie którędy jechaliśmy.
Kategoria z aparatem, spd


Dane wyjazdu:
108.00 km 0.00 km teren
05:23 h 20.06 km/h:
Maks. pr.:64.40 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 2000 kcal

530 Pieniny day 2 - do okoła jeziora Czorsztyńskiego

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 10.09.2012 | Komentarze 0

Dzień drugi urlopowej wycieczki w Pieniny z Maćkiem (RamzyY), Przemkiem i Pawłem. Dnia pierwszego niema bo była to wycieczka piesza na szczyty: Sokolica, Trzy Korony i może jeszcze jakieś mniejsze po drodze.
Z naszej bazy wypadowej w Krościenku nad Dunajcem wyruszamy o 10:30 po uprzednim przygotowaniu rowerów. Szybko mijamy Szczawnicę i jadąc brzegiem Dunajca kierujemy się na Słowację. Pierwszy przystanek i panorama rzeki:

tutaj większa rozdzielczość
Pogoda jak widać nie była rewelacyjna ale najważniejsze że nie padało i nie wiało.
Tutaj już przekroczona granica i Słowackie tablice ... nawet nie wiadomo gdzie ta granica była ... ach ta unia. Przy okazji, to pierwszy raz kiedy wyjechałem rowerem za granicę :) byłem dwa razy pod granicą na Podlasiu ale nie przekraczałem jej.

W tym miejscu odbijamy ze ścieżki brzegiem rzeki i kierujemy się na Słowacką wioskę Leśnica, przy okazji zaliczając pierwszy podjazd.

Chwile później nie lada gratka, podjazd 12%, lekko nie było ale wszyscy dali radę podjechać.

Na szczycie w nagrodę ładne widoki, choć przez wilgotność powietrza niezbyt dalekie. Na południe Velky lipnik do którego zaraz zjedziemy.

A to widoczek na wschód, jeden z tych szczytów to Wysokie.

Ale nie czas na widoczki ... czeka nas mega zjazd :D 3km, 12%, kilka ostrych zakrętów i nowy vmax osiągniety: 64,4 km/h. Zachowałem rozwagę (kilkukilogramowa torba na kierownicy) bo dało się sporo szybciej :)

Dalej docieramy do Słowackiej miejscowości Czerwony Klasztor. W owym klasztorze nic ciekawego niema (do muzeum nie wchodzimy) natomiast zaliczyłem tam glebę ruszając z miejsca :P spd + wielkie "kocie łby" + kilka kilo na kierownicy = obdarte kolano i ponownie obity róg kierownicy :(
Miejscowość ta leży nad Dunajcem który jest też w tym miejscu granicą państw, po drugiej stronie Sromowce Niżne gdzie robimy zakupy. Oba miasteczka łączy most, a z niego jest dobry widok na Trzy korony na szczycie których byliśmy poprzedniego dnia pieszo.

... a także na flisaków wożących turystów-emerytów.

Lecimy dalej na Jezioro/zalew Czorsztyński, a dokładniej na zaporę. Tam widoczek na zamek:

wersja z rowerem :P

A to widok w drugą stronę czyli w dół rzeki. Zauważcie że spływ zapory byłby idealną pochylnią z potrójną skocznia do wody :)

Dalej jedziemy przez Łapsze Niżne i Wyżne.
Meeeeee ..... :)

Następnie Łapszanka i bardzo stromy podjazd, tabliczki z procentami nie było ale wiemy że było bardzo stromo. Podjazdem tym dostaliśmy się na nie wiem jaki szczyt z kapliczką i wysokością 955m n.p.m. Mieliśmy tu podziwiać widok na tatry ale przejrzystość powietrza była zbyt mała :(



Później zjazd przez Grocholowie i znowu mega prędkości, tak duże że aż w Przemka rowerze nie wytrzymała dętka. Naprawa w następnej wiosce i jedziemy dalej. Następna wioska to Czarna Góra. Podjazd pod nią był tak stromy ... że ja pierdole. Znowu brak tabliczki procentowej ale pewnie ponad 20%, chwilami nawet grubo ponad. Zasapani wtoczyliśmy się tam na najniższych przełożeniach krzycząc "this is madness!!!" :D
Gdzieś dalej chwila relaxu i przerwa techniczna nad Białą Wodą.

Następnie Łopuszna, Harklowa, Dębno, Maniowy, Kluszkowce. Zaczęło się ściemniać i ochładzać. Na mrok jednak miałem tajną broń: lampkę 1600lm :D
Jest gdzieś filmik jak świeci ale się nie zgrał na moją kartę ... kiedyś to uzupełnię :)

Asfaltowe zjazdy i podjazdy ... coś pięknego :)

Ostatnie kilka km już po całkowitym zmroku marzłem strasznie bo było ciągle z górki. Co prawda miałem kurtkę i już prawie ją zakładałem ale usłyszałem że już tylko kilometr do Krościenka więc marzłem dalej :) Do kwatery wróciliśmy o 20:30 czyli po 10 godzinach. Myślałem że 100km i górskie przewyższenia mnie wykończą ale czułem się lepiej niż po 100km na Podlasiu. Może takie interwały są lepsze dla organizmu.
Video z nową lampką 1600lm, kiepsko wyszło jak to z telefonu, ale coś tam widać.
&feature=youtu.be
Mapka:
/
Kategoria z aparatem, spd