JAVOR

Info

avatar Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)
Więcej o mnie.


2014 baton rowerowy bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy javor.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

okolice Białegostoku

Dystans całkowity:5157.00 km (w terenie 1070.00 km; 20.75%)
Czas w ruchu:271:40
Średnia prędkość:18.87 km/h
Maksymalna prędkość:55.50 km/h
Suma podjazdów:34999 m
Maks. tętno maksymalne:178 (90 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:110145 kcal
Liczba aktywności:93
Średnio na aktywność:55.45 km i 2h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
163.00 km 20.00 km teren
07:41 h 21.21 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 2936 kcal

303 Siemianówka i rekordowy dystans!

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 0

Dawno nie miałem większej wycieczki bo ciągle tylko pracuję zamiast jeździć.
Jednak RamzyY wymyślił że pojedziemy z Białegostoku do Siemianówki, czyli cała trasa ponad 150km.
Trochę się wahałem szczególnie że ostatnio mało jeżdżę i kondycja podupadła ale jednak się zgodziłem :)
Poprzedniego dnia mieliśmy mini rozgrzewkę na Białostockiej masie krytycznej.
Sobota rano około 8:30 spotykamy się na mieście, jest nieprzyjemnie chłodno i spora mgła, aż bluza w czasie jazdy robi się od przodu mokra :/

W Białymstoku elegancko po ścieżkach rowerowych ale za miastem trzeba było wyskoczyć kawałek na ruchliwą i wąską trasę dk-19.
Mgła, duży ruch z tirami i naprawdę wąska jezdnia a jednak nie jechało się źle - kierowcy jechali rozważnie.
A ja mobilizowany przez auta i pchany przez wiatr trzymałem prędkość 28-30km/h i wcale nie było ciężko, gdyby było to bym zwolnił bo trzeba było oszczędzać siły na później :)
Po 15km takiej jazdy dojechaliśmy do Zabłudowa i skręciliśmy w lokalne drogi przy okazji trochę już zwalniając.
Nie było łatwo nawigować po tych wszystkich wioskach ale obaj mieliśmy rozpisane gdzie skręcać i dawaliśmy rade mimo że zaliczyliśmy kilka wiosek których nie było w planie.
Po 10 mgła zaczynała zanikać i robiło się przyjemniej.

Gdzieś między Hieronimowem a Michałowem spotkaliśmy 3 biegające sarny, na zdjęciu są daleko ale czasami podbiegały na kilkadziesiąt metrów i się z nami chwilę ścigały :)

Około 11:30 zrobiliśmy postój przy wiosce Planty na przekąskę, wyszło już słońce i zrobiło się na tyle ciepło że bluza powędrowała do plecaka.
Ja już zaczynałem czuć zmęczenie mimo że to nie była nawet połowa trasy ... niedobrze :P
O godzinie 13 byliśmy już nad Jeziorem Siemianowskim, przejechaliśmy szybko wzdłuż żeby na początek ujrzeć je z wieży widokowej.
Wieża całkiem sensownych rozmiarów ale ...

... w kiepskim miejscu, jeziora z niej nie widać :( Może i było tu przy wyższym poziomie wody ale teraz są tylko zarośla a za tymi drzewami już koniec naszego kraju i granica z Białorusią.

No nic, oszukali nas z wieżą, jedziemy na drugi koniec jeziora do zapory. Po drodze jednak zajechaliśmy do jakiegoś baru we wsi Siemianówka kupić co nieco i zjeść ciepły posiłek.
Po długich poszukiwaniach pani znalazła dla nas fasolkę, podgrzewała ze 3 razy w mikrofali ale w końcu się doczekaliśmy i nawet nie była zła.

A czekając na jedzenie przybłąkał się do nas jakiś zmarznięty bąk.

Ja się rozleniwiłem i coraz wyraźniej czułem już nogi a to połowa wycieczki :/
Podjechaliśmy do zapory tegoż sztucznego zbiornika wodnego i tam w końcu ujrzeliśmy więcej wody.
A więc standardowo zrobiłem panoramę żeby więcej pokazać :)
mała:

I duża po kliknięciu:

Rowerek:

Żaglówki:

Dalej gdzieś w okolicach Ciwoniuk szukaliśmy jakiegoś ciekawego miejsca zaznaczonego na mapie gwiazdką ale nie znaleźliśmy, a miejscowi pytani o to nie wiedzieli o co nam chodzi ... dziwne.
Były w pierwotnej trasie jeszcze dwa takie miejsca ale trochę nie po drodze i jako że już opadałem z sił olaliśmy je i pojechaliśmy inną trasą w stronę Białegostoku.
Przejechaliśmy znowu przez Michałowo choć inną stroną i tylko w tym punkcie trasa powrotna spotkała się z dojazdową. Głupio przecież było by wracać tą samą :)
Z Michałowa wyjechaliśmy trasą 686 w stronę główniejszej dk-65. Wtedy też totalnie opadałem już z sił i co chwilę robiliśmy postoje z mojego powodu. Tak to jest jak się odstawi rower na jakiś czas.
Przy okazji postojów w końcu udało mi się uchwycić ładne jesienne kolory na zdjęciu :)



Stwierdziłem też że jak tylko będzie jakiś sklep to kupuję napój energetyczny bo umieram ... pech chciał że nie było żadnego po drodze a teren falował i podjazdy męczyły.
Zapomniałem też wspomnieć że do jeziora jechaliśmy z wiatrem a wracaliśmy pod wiatr :(
A tu przy okazji kolejnego odpoczynku taki fajny widoczek z chmurą wyglądającą prawie jak szczyt górski :) Wcześniej wyglądało to lepiej ale zanim ustawiłem aparat górę trochę przewiało.

Dojechaliśmy do dk-65 i światło dzienne już powoli się kończyło.
W końcu po 20km od miejsca gdzie pomyślałem o zakupie napoju energetycznego doczekałem się jakiejś przydrożnej knajpy, a tam czekała na mnie ostatnia puszka takiego specyfiku :D
Napiłem się i po kilkunastu minutach było już dobrze i wróciło przyzwoite tempo jazdy :)
Przez Grabówkę i Zaścianki dojechaliśmy do Białegostoku a tam już jakoś lekko się pedałowało. Zostawiłem Ramzego i pojechałem do domu. Pod sam koniec czułem że moc kofeiny się kończy ale udało się - dotoczyłem się do nowego rekordu 163km :D

Z domu wyjechałem o 8:00 a wróciłem około 19. Temperatura z rana to 12 stopni, najcieplej 19, a na koniec 16.
Przed następną taką długą wycieczką trzeba będzie jednak trochę potrenować ale to już raczej nie w tym roku.
Opis tej wycieczki z innymi zdjęciami możecie też zobaczyć u Ramzego czyli tutaj.

Dane wyjazdu:
54.00 km 16.00 km teren
02:47 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:335 m
Kalorie: 958 kcal

297 weekendowy wypad do puszczy

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 1

Cały tydzień nie pojechałem dalej niż do pracy to chociaż w niedzielę olałem na chwilę robotę i siadłem na rower :)
Trasa musiała być w miarę krótka więc pojechałem w stronę Czarnej Białostockiej do puszczy. Z Białegostoku wyjechałem wzdłuż torów do Wasilkowa a potem przez Sochonie, Woroszyły, i Wólkę-Przedmieście. Tym sposobem znalazłem się w Puszczy Knyszyńskiej:

Kawałek dalej, jeszcze przed Ratowcem przejechałem przez tory i zawróciłem w stronę Wasilkowa.

Było na tej drodze sporo piachu ale jakoś zadziwiająco dobrze mi się po nim jechało na nowych oponach

Obwodnicę Wasilkowa przejechałem tunelem i znalazłem się przy św. wodzie.

Do Wasilkowa ładną ścieżką przez lasek gdzie w końcu ujrzałem trochę jesiennych kolorów ...

... bo ogólnie to jakoś mało kolorowa ta jesień na podlasiu.
żeby ominąć główną trasę odbiłem w lewo na Nowodworce, i ścieżką z Supraśla dojechałem do Białegostoku. Jeszcze trochę na około przez parki i do domu.

Dane wyjazdu:
50.00 km 9.00 km teren
02:26 h 20.55 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: 916 kcal

291 Supraśl, Sowlany i sesja foto :)

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 4

Czas wypróbować nowe graty gdzieś dalej niż jadąc do pracy, no i dotrzeć w końcu hamulce. Padło na Supraśl i górkę w Sowlanach.
Wyjechałem około 15:30 i kierowałem się wzdłuż nowej obwodnicy. Jako że przejazd dla rowerów jeszcze nie wyasfaltowany to przejeżdżam kładką dla ludzi z podjazdem dla inwalidów.

Dalej ścieżką rowerową do Supraśla nad zalew. Przy okazji w Supraślu przy kościele prawie rozjechałem pannę młodą ale to ona się zagapiła :)

Opuszczam tą mieścinę i jadę w puszczę a dokładniej krasny las.


Wszędzie gdzie były drzewa atakowały mnie jakieś roje małych muszek. Tragedia, trzeba było się pochylać przymykać oczy i co chwile otrzepywać ubranie z dziesiątek trupów.
W końcu docieram do górki w Sowlanach z widokiem na Białystok i wjeżdżam na nią.

Słońce zbliża się ku zachodowi a powietrze jest leciutko zamglone więc idealnie na zdjęcia :)

... zdjęcia zmodyfikowanego roweru oczywiście :D



przednie kółko ...

... tylne ...

... kierownica ...

... i widok na miasto. Słońce się kończy więc czas uciekać.

Powrót przez centrum około 19 byłem w domu. Hamulce dotarte i działają jak powinny, wszystko dobrze poskładałem i nic po drodze się nie rozpadło :)

Dane wyjazdu:
40.00 km 7.00 km teren
02:00 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:36.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:220 m
Kalorie: 650 kcal

277 Z RamzyYm do Wasilkowa i dziadek pod autobusem

Środa, 31 sierpnia 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 0

Standardowo dojazd do pracy, a później z RamzyYm pojechaliśmy do Wasilkowa. Z Białego wyjechaliśmy kamienistą ścieżką wzdłuż torów, z Wasilkowa przez Nowodworce dojechaliśmy do ścieżki Białystok-Supraśl i tam też jakoś tak się stało że się zderzyliśmy kiedy postanowiłem się zatrzymać :P Nam nic się nie stało poza tym że kość ogonowa bolała mnie z tydzień. Rowery lekko się poobcierały głownie na rogach ale nic poważnego się nie stało.
Kiedy byliśmy już w Białymstoku na ulicy Sienkiewicza na naszych oczach pijany dziadek zataczający się przy przejściu przewrócił się na jadący autobus. Na szczęście autobus szybko nie jechał a kierowca chyba wiedział co się może stać, zobaczył zajście w lusterku i w porę zahamował.
Otóż dziadek przewrócił / obił się o bok autobusu i upadł na ulicę. Gdyby nie refleks kierowcy mógłby go rozjechać tylnymi kołami na naszych oczach :/ RamzyY szybko podbiegł do dziadka i wyciągną go na chodnik ... nic mu się nie stało. Co dziwne sam kierowca nic nie robił tylko siedział a pasażerowie gapili się przez okna i zamknięte drzwi. Prawdopodobnie takie głupie przepisy obowiązują kierowców MPK.

Dane wyjazdu:
32.00 km 6.00 km teren
01:38 h 19.59 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:205 m
Kalorie: 560 kcal

256 Jazda w deszczu

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 04.08.2011 | Komentarze 3

Dostałem zlecenie, miałem nie wychodzić w weekend z domu tylko pracować no ale odezwał się stary znajomy którego nie widziałem kilka lat więc nie mogłem odmówić krótkiej przejażdżki :) Pojechaliśmy przez tory do Wasilkowa a później skręciliśmy na Nowodworce. Tam zatrzymaliśmy się nad rzeczką odpocząć i pogadać i wtedy zaczęło padać :/ Szybka ucieczka pod najbliższe drzewo a i tak już byliśmy mokrzy. Po kilku minutach drzewo przesiąknęło i byliśmy już całkiem mokrzy ... więc co? Deszcz osłabł, jedziemy! bardziej już i tak nie zmokniemy :D Dojechaliśmy raptem do drogi na Supraśl i deszcz znowu się nasilił, skręciliśmy w prawo i wracaliśmy ścieżką rowerową do Białegostoku a padało znowu mocno :) Ale trzeba było jechać bo inaczej momentalnie się marzło. W centrum zajechaliśmy na kebaba a padać już przestało. Zjedli, pogadali i do domów.
Także w ostrym deszczu przejechaliśmy jakieś 10km, przemoczone wszystko łącznie z butami, majtkami i portfelem :) Dodatkowo, mimo niepewnego nieba, z pośpiechu nie przyczepiłem tylnego błotnika więc błoto było wszędzie :P A rower jest tak pochlapany że aż nie chce mi się go czyścić.




Dane wyjazdu:
101.00 km 11.00 km teren
04:40 h 21.64 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:580 m
Kalorie: 1855 kcal

251 Narew, Tykocin i mokra wpadka :)

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 24.07.2011 | Komentarze 4

Niedziela, po południu miało padać więc w końcu była motywacja żeby ruszyć na wycieczkę razem ze słońcem. Pobudka o 4:00, wyjechałem o 5:05 i było zimno bo tylko 10 stopni. Słońce mnie wyprzedziło i świeciło już kawałek nad horyzontem, do tego były ładne mgiełki, dobre to fotografowania. Tak więc pierwsze zdjęcia wyjątkowo już na moim osiedlu:


I następne z miastem w tle, raptem kilometr dalej :)

Z Białegostoku wyjechałem ulicą ks. Jerzego Popiełuszki. Na drogach o tej porze było niemal pusto. Kawałek dalej mostek nad Horodnianką:

W powietrzu było pełno wilgoci, uczyniła moje hamulce tak głośnymi że budziłem wszystkich w pobliżu przy każdym hamowaniu. Ale wilgoć ładnie wygląda w obiektywie :)


Przez Rogowo-kol., Konowały i Śliwno dojechałem do kładki przez Narew około godziny 6:35 czyli szybko.
Z początku wszystko szło dobrze, tutaj rowerek na drugiej już tratwie napędzanej siłą mięśni:

I znowu wilgoć, tym razem sinusoidalna :P

Natura vs technologia :)

A kładka była długa, zawiła i ładna:

Dotarłem do wieży widokowej i standardowo zabrałem się tam za jedzenie.
Waniewo, czyli druga strona rzeki - tam właśnie zmierzam.

Po drodze jakieś ciekawe drzewo ...

... i niespodzianka, zapadnięte i zalane wejście na przedostatnią tratwę.

Tam gdzie powinienem stawiać nogi pływały sobie rybki:

Nie było łatwo iść po barierce i wciągnąć z takiej pozycji rower na tratwę ale się udało. Całe obręcze jednak pływały w wodzie i nie wiem czy nie rozjechałem jakiejś rybki :P
Jednak jak się zaraz okazało najciekawsze czekało mnie na ostatniej tratwie. Otóż za nią nie było kładki, zepsuła się :(

No ale kurcze zostało może 30m do brzegu, widzę dno, więc może udałoby się przejść z rowerem nad głową?
Chwila zastanowienia i ...

Tak więc szkoda mi było utopić rower i aparat więc postanowiłem jednak zawrócić i pojechać do Tykocina przez Choroszcz nakładając sporo kilometrów :( Najpierw jednak siedziałem z pół godziny i się suszyłem.
Później znowu kładka z rybkami, tym razem zdejmując rower z tratwy tylne koło wpadło po oś w wodę i cały napęd mokry ... kurcze. Potem już było łatwo, w Choroszczy zatrzymałem się na smarowanie łańcucha i fotkę kościoła (nic ciekawszego tam nie znalazłem).

Dalej przez Złotorię, tam też nie było co fotografować poza bocianami.

A kawałek dalej trafiłem ładny widoczek z krówkami.

O 10:30 dojechałem w końcu do Tykocina, choć tam mają chyba inną strefę czasową :)

A to całość kościoła:

Oraz jakiś pomnik:

I milutki kotek :)

Centrum jednak aktualnie jest całe rozkopane więc nie jest tam za ciekawie.
Zajechałem też to odbudowywanego zamku. Część już jest ale to jeszcze nie wszystko.

Chwilę się pokręciłem, zjadłem, wypiłem i ruszyłem dalej. Trasa powrotna trochę inna: za Siekierkami odbiłem w lewo i przejechałem Narew po jakiejś zaporze a dokładniej był to "jaz". Nie słyszałem wcześniej takiej nazwy :P

Dalej dojechałem do wioski o jakże fajnej nazwie ...

A na koniec postanowiłem poszukać masztów radiowych które widziałem już z bardzo daleka. Trochę kombinowania znalazłem gdzieś między wioskami Krynice i Obrubniki:

Jako że jednak na chwilę zaczęło mżyć, nie jechałem już pod same maszty. Zawróciłem i wracałem przez Dobrzyniewo Duże, Dobrzyniewo kościelne (gdzie przebijałem się przez odpust), Dobrzyniewo Fabryczne i Fasty. Jeszcze troszkę na około do domu i wyszło 101km zamiast planowanych 75km. Wszystko przez tą kładkę której nie było. No i zapomniałem wspomnieć, droga od Tykocina była pod wiatr który stał się bardzo silny przed deszczem - to była męczarnia. W domu byłem o 13:50 - zdarzało się że dopiero wyjeżdżałem o tej godzinie na większe wycieczki :P

Dane wyjazdu:
60.00 km 13.00 km teren
03:40 h 16.36 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:550 m
Kalorie: 1060 kcal

247 Niedzielny wypad do Supraśla

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

Wybrałem się z Basią na niedzielną przejażdżkę. miała się zacząć o 10, później o 11 a w rezultacie ruszyliśmy chwilę przed 12 ... w końcu niedziela to leniwy dzień :)
Pogoda była piękna więc chcieliśmy wleźć gdzieś do wody ale jakoś taka zimna była ta woda w Supraślu, więc ostatecznie tylko chwilę wylegiwaliśmy się na plaży :) Do Supraśla przejechaliśmy przez puszczę a tam Basia zabrała mi aparat i zrobiła ładne zdjęcia motyla pijącego nektar.


A to ja w moim hełmie :)

W Supraślu po opalaniu się zjedliśmy w końcu po gofrze z bitą śmietaną i owocami a nie łatwo tam takiego kupić, trzeba trafić żeby mieli owoce i odstać swoje w zawsze długiej kolejce. Po tej przerwie ruszyliśmy w stronę Białegostoku, a przerwy robiliśmy długie i tempo było tego dnia relaksacyjne :)

W Białym zajechaliśmy do lasu Pietrasze zjechać z górki trasą z hopkami. Było na tyle fajnie że jeden zjazd nie wystarczył :D
Wycieczka zakończyła się około 20 czyli 3g40m jazdy i drugie tyle przerw, ale po co się śpieszyć jak można opalać się na piasku :)

Dane wyjazdu:
150.00 km 4.00 km teren
07:00 h 21.43 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1310 m
Kalorie: 2781 kcal

241 Do granicy Białoruskiej, rekord 150km

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 2

Dużo zdjęć więc cierpliwości kto ma wolny internet :)
Na niedzielę zaplanowałem sobie sporą wycieczkę. Opcje były dwie, wybrałem dojechanie z Białegostoku do Białoruskiej granicy w pobliżu miejscowości Krynki czyli ponad 110km. Plan był wyjechać około godziny 8 ale pech chciał że w sobotę kolega robił parapetówkę i skończyła się o 3 w nocy :) Mocno nie wyspany i nie wypoczęty zamiast o 7 wstałem o 9, szybkie jedzenie, pakowanie i wyjechałem o 10:15.
Pogoda była piękna, zero chmurek i cieplutko. Z początku czułem zmęczenie mięśni po poprzednich dniach jazdy ale jakoś szybko o nim zapomniałem. Przez Białystok przejechałem obwodówką i potem standardowo w stronę Supraśla ładną asfaltową ścieżką przez puszczę.

W Supraślu zatrzymałem się tylko na chwilkę, zrobiłem panoramę i pojechałem dalej. Po kliknięciu w miniaturkę duża wersja panoramy.

A tu mała i z tego powodu słaba :)

Zaraz za Supraślem leży sporawy pień, tyle razy go mijałem aż w końcu nadszedł czas poczytać co to jest. A więc poniżej zdjęcie edukacyjne :)

A tu w rzeczony pień ale nie w całej okazałości bo jest naprawdę długi.

Do tego miejsca trasę już znałem, dalej mnie jeszcze nie było ale trasa prosta jak w mordę strzelił więc nie martwiłem się że zabłądzę. Miałem tylko nadzieję że dalej będzie może bardziej płaski teren ... oczywiście nie był. Mnóstwo pagórków mniejszych i większych, na niektóre ciężko podjechać a z innych osiągałem prędkość maksymalną 40km/h samą tylko siłą grawitacji :) Przed następną wioską Sokołda minąłem tabliczkę strefy nadgranicznej ale to zmyłka, jeszcze sporo km do granicy.

W wiosce do sklepu po kolejne pół litra wody i jazda dalej. Jechałem tak sobie i się trochę wkurzałem na jakość asfaltu, sporo było nierówności na brzegach jezdni i sam asfalt miał w sobie bardzo duże i nierówne kamienie więc miejscami nowe gładkie oponki niewiele pomagały. Ale jak asfalt był gładki płynąłem jak po maśle i słyszałem tylko wiatr, łańcuch i odgłosy z lasu. Niestety też czasami z wielkim hukiem i szumem opon zapierdzielały samochody psując ten spokojny klimat.
Gdzieś dalej mijałem taki znak ... czyżby już blisko? Nie, kolejna zmyłka :P

Od czasu do czasu zatrzymywałem się w cieniu drzew na małe co nieco i kilka łyków wody. A żar był niezły bo w najgorętszym momencie licznik pokazywał 30 stopni :)

Gdzieś kolejne kilometry dalej zobaczyłem w polu małą wieżę obserwacyjną, chwila zastanowienia i przedzierałem się do niej przez zarośniętą polną drogę z kamiennymi przeszkodami. A jak już się zatrzymałem i wygrzebałem aparat to i więcej fotek zrobiłem:



A to ta wieża, musiałem sporo badyli udeptać żeby się do niej dostać i co mnie czekało na górze w nagrodę? Nic, zupełnie nieciekawy widok na zdjęcia :(

Więc jeszcze jedno zdjęcie w tym miejscu i jadę dalej.

Trochę asfaltu dalej zatrzymałem się zrobić drugą panoramę.
Duża (rozdzielczość na miniaturce oszukuje):

I mała:

Jak się okazało było to już niedaleko Krynek więc niedługo po tym dojechałem na miejsce.

W centrum pytanie o drogę którędy do granicy i jadę dalej. Po drodze ładne drzewko i chmury których nie mogłem ominąć:

I po kilku minutach byłem u celu wyprawy. Pas graniczny, zwykła brama, kamera i nikogo kto by tego pilnował.

No i najważniejsze zdjęcie pamiątkowe ze mną :)

A tu jeszcze duża wersja bo te małe są takie małe ... :P

No to można wracać.
W centrum Krynek zatrzymałem się kupić Powerade i miejscową wodę Krynke którą pani przy kasie zapomniał mi policzyć :) A może miejscowa to za darmo? :P Siadłem w małym parku po środku wielkiego ronda które jest centrum tej miejscowości, zjadłem kanapkę, napiłem się i nasmarowałem łańcuch. Dziwne ale kupiłem smarowidło Finish Line Wax na suche warunki i jest tak rzadki że 50km po nasmarowaniu łańcuch zaczyna już wydawać niepożądane odgłosy.
Na pożegnanie jeszcze dwa zdjęcia Krynek z oddali.


Droga powrotna dokładnie taka sama więc nie będę się rozpisywał, zajechałem jednak po drodze w jedno miejsce o dziwnej nazwie której nie pamiętam. Był to jakby skansen leśniczy ... sam nie wiem ale było ładne źródełko :)


Dalej gdzieś po drodze znowu zakupy wody i tigera na czarną godzinę. Chwilami już czułem jakbym mógł mieć problem z dojechaniem do domu ale pedałowałem dalej.
W Supraślu mała przerwa nad rzeczką, słabo się już jechało więc wypiłem tigera niewiedząc co się po nim stanie ... jeszcze nigdy nie piłem takich świństw w czasie jazdy rowerem. Po kilkudziesięciu minutach kofeina zaczęła działać i jakoś tak znowu dobrze się jechało. Wyprzedzałem wszystkich na ścieżce mimo że na liczniku miałem już blisko 100km, nawet siodełko przestało uwierać :) Będąc już w Białymstoku postanowiłem ze skoro tak dobrze się jedzie to pojadę trochę na około przez miasto żeby dobić do 120km.
W końcu wróciłem do domu (18:40), w ciągu 15 minut się napiłem coś zjadłem i wymyśliłem że skoro jeszcze mam siły to co będę siedział? Może uda się nazbierać 150km :D
Wylazłem więc ponownie i pedałowałem po mieście zbierając kolejne kilometry. Stopniowo już jednak opadając z sił. Pewnie tiger przestawał już działać. Coraz to wolniej ale jednak dotoczyłem się do domu ustanawiając mój nowy rekord :D

Chociaż jak stanąłem pod klatką to miałem miękkie nogi i zastanawiałem się czy wniosę rower na 4 piętro ... udało się :) A było to około 20:50. Cały dzień na rowerze w upale, wypiłem łącznie ze 4 litry płynów i według licznika spaliłem 2700 calorii. Prędkość średnia wyszła jak na mnie i tak długą wycieczkę bardzo dobra, wcześniej bywało gorzej i stopniowo opadałem z sił. Ten rekord chyba nie szybko pobiję ale kiedyś to się stanie :)
To chyba na tyle z tej wycieczki :)

Dane wyjazdu:
41.00 km 6.00 km teren
02:16 h 18.09 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:265 m
Kalorie: 667 kcal

238 Wycieczka gromadką po Białym i okolicy.

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 0

Rano dojazd do pracy. Później z kolegą Guzowskim GuzowskiAdam.com pojechaliśmy w odwiedziny do nowego studia kolegi Leszka NoTRIANGLE.com
Później pojechaliśmy po kolegę Marchewę i już we trójkę jechaliśmy po Ediego ale miał inne zajęcie. Pojechaliśmy więc jeszcze po Basie i w 4 osoby ruszyliśmy za miasto w stronę Choroszczy. Trochę przez lasek, piaszczystą drogą i po asfalcie. Kolega Marchewa miał w mieście niegroźny wypadek z innym rowerzystą bo komentował laski zamiast skupić się na drodze a raczej chodniku. Śmiechu było z tego co nie miara aż do końca wycieczki :) Szkoda tylko że niema zdjęć a w szczególności filmiku z wypadku :)

Dane wyjazdu:
24.00 km 3.00 km teren
01:25 h 16.94 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: 400 kcal

237 Z Basią relaksacynie do Barszczewa

Środa, 6 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 0

Rano do pracy, wieczorem przejażdżka z Basią po wioskach kawałek za Barszczewo. Wolno bo była to wycieczka relaksacyjna i okazja do pogaduszek :)