JAVOR
Info

Więcej o mnie.

2014





Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Maj18 - 0
- 2014, Kwiecień14 - 0
- 2014, Marzec18 - 0
- 2014, Luty13 - 0
- 2014, Styczeń9 - 0
- 2013, Grudzień9 - 0
- 2013, Listopad16 - 0
- 2013, Październik21 - 0
- 2013, Wrzesień17 - 1
- 2013, Sierpień22 - 23
- 2013, Lipiec24 - 12
- 2013, Czerwiec25 - 19
- 2013, Maj22 - 15
- 2013, Kwiecień20 - 9
- 2013, Marzec20 - 7
- 2013, Luty17 - 19
- 2013, Styczeń12 - 7
- 2012, Grudzień7 - 1
- 2012, Listopad20 - 1
- 2012, Październik22 - 5
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień21 - 11
- 2012, Lipiec13 - 8
- 2012, Czerwiec23 - 12
- 2012, Maj19 - 19
- 2012, Kwiecień18 - 6
- 2012, Marzec22 - 7
- 2012, Luty22 - 4
- 2012, Styczeń26 - 28
- 2011, Grudzień20 - 3
- 2011, Listopad21 - 0
- 2011, Październik20 - 1
- 2011, Wrzesień25 - 8
- 2011, Sierpień21 - 10
- 2011, Lipiec22 - 10
- 2011, Czerwiec24 - 4
- 2011, Maj14 - 6
- 2011, Kwiecień19 - 12
- 2011, Marzec28 - 8
- 2011, Luty22 - 7
- 2011, Styczeń24 - 6
- 2010, Grudzień17 - 10
- 2010, Listopad20 - 2
- 2010, Październik23 - 3
- 2010, Wrzesień20 - 6
- 2010, Sierpień21 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
z aparatem
Dystans całkowity: | 6187.00 km (w terenie 1118.00 km; 18.07%) |
Czas w ruchu: | 338:35 |
Średnia prędkość: | 18.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.40 km/h |
Suma podjazdów: | 45949 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (75 %) |
Suma kalorii: | 132753 kcal |
Liczba aktywności: | 115 |
Średnio na aktywność: | 53.80 km i 2h 56m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
58.00 km
0.00 km teren
03:30 h
16.57 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:178 ( 90%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy:270 m
Kalorie: 2847 kcal
Rower:Kross Hexagon v2
365 Rozpoczęcie 2012 na rowerze i postanowienia noworoczne
Niedziela, 1 stycznia 2012 · dodano: 01.01.2012 | Komentarze 7
Pierwszy dzień nowego roku trzeba było zacząć na rowerze, dzięki rozpoczęciu zabawy z mapką zaliczgmine.pl zauważyłem że nie byłem jeszcze na południe od Białegostoku ... dziwne. Więc postanowiłem tam właśnie się udać i zaliczyć dwie gminy. Miałem wyjechać o 10 a wyszło po 11, wiatr niewielki, temperatura -2 i częściowo oblodzone drogi nie sypane solą :) Było kilka poślizgów ale prowokowanych dla testu przyczepności :) Zaraz po wyjechaniu z domu czułem że kondycja już słabiutka i ciężko będzie przejechać zaplanowane 48 km ale trzeba jechać a nie marudzić.Przez miasto przebiłem się szybko, ruch mały, tylko wszędzie śmieci po petardach i szampanach.
Za miastem już prawie zero samochodów. Po drodze taki śmieszny długi znak, potrzebował aż trzech podpórek :)

I tak przez Hryniewicze, Lewickie docieram do centrum pierwszej gminy - Juchnowiec Kościelny.


Dalej przed wioską Szerenosy robię postój na kanapkę gdyż jest to teoretycznie połowa trasy.

Kontraścik:

Zmęczenie czuje już spore ale od tego miejsca będę już jechał z wiatrem choć wielkiej różnicy nie było.
Kawałek dalej centrum drugiej gminy - Turośń Kościelna. Teraz już wiem skąd te nazwy - to jedyne wioski w okolicy z kościołami :)

A dalej zgodnie z rozpiską jadę przez Juraszki, Pomigacze a w Kolonii Koplany miałem napisane żeby skręcić w prawo ... coś mi to nie pasowało ale skręciłem ... chodziło o inny zakręt :/
Zdziwiłem się że jadę pod wiatr ale jadę i jadę aż tu nagle widzę znak Juchnowiec Kościelny :( Kur@# co jest? Drugi raz tu jestem :( Odpaliłem GPS i faktycznie źle tam skręciłem ... 5 km temu, czyli 10 km na darmo a opadałem już z sił :P
A więc ponownie Kolonia Koplany i tym razem dobry wyjazd z ronda, Ignatki, Księżyno, Horodniany, Kleosin i Białystok ... teraz już się nie zgubię :)
Wracając przez miasto uwieczniłem kolejną świeżą głupotę na DDR:

Co to do hu*a ma być? Kto jest na tyle ułomny żeby tak spierdzielić robotę. skoro zaasfaltowane to pewnie już nie poprawią. Prawnie za przejściem DDR się urywa i trzeba prowadzić do ciągu pieszo rowerowego? Dobrze że nie przestrzegam przepisów bo odechciało by się jeździć rowerem.
Przy okazji kupiłem do zimówki licznik, a także pulsometr w markecie i co dziwne działa świetnie :) Więc mam teraz więcej danych do wpisywania a także dokładniejsze zużycie kalorii (jak się okazało dużo wyższe).
A teraz NOWOROCZNE POSTANOWIENIA NA SEZON 2012
- przebić wszystkie statystyki z 2011 :)
- odbudować kondycję którą zepsułem przez ostatnie 3 miesiące obijania się
- złożyć rower wyprawowy z sakwami
- wybrać się latem na daleką wielodniową wycieczkę z pełnymi sakwami i namiotem, najlepiej za granicę albo i wiele granic :)
Kategoria okolice Białegostoku, po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
27.00 km
0.00 km teren
01:30 h
18.00 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Hexagon v2
364 Sylwester z rowerem i aparatem, podsumowanie roku
Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 01.01.2012 | Komentarze 3
Pewnie wielu zdziwi to że nie z alkoholem i znajomymi ale jakieś urozmaicenie musi być a za alkoholem nie przepadam :PPlan był więc taki że pośmigam po mieście, porobię zdjęć z różnych miejsc z fajerwerkami i gdzieś się szwendając dobiję 27km żeby wyszła ładniejsza suma km z roku 2011. Oczywiście tak się zbierałem że mimo przejechania każdego skrzyżowania na czerwonym świetle (puste ulice) spóźniłem się i byłem pod pałacem Branickich o 12:05. 5 minut zdjęć i koniec Fajerwerków :( ... a łudziłem się że z kilku miejsc porobię.


Podjechałem jeszcze pod ratusz zobaczyć sylwester miejski, ludzi sporo, dj grał dobrą muzykę ale co ja tam będę siedział. Zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej.
Szkoda że na masach krytycznych niema tylu ludzi :D


Nabijać kilometry pojechałem na obwodówkę z nowymi ścieżkami.
Na jednym przejściu bawiłem się z 10 minut przyciskiem zanim przyzwoicie wyszło mi to zdjęcie :P

Jak widać wszystko oblodzone, było kilka poślizgów i wiele łamanego lodu na kałużach :)
Następnie pojechałem ścieżką w stronę Augustowa i ale dojechałem tylko do skansenu.


Dalej powrót na obwodówkę i na nowy most nad nią wiszący.
W dzień z daleka wydaje się zwyczajny ale z bliska i w nocy wygląda ciekawiej.



W domu byłem o 2:50, mocno zmęczony :| pogoda? stary kross? czy aż tak upadła moja kondycja? Pewnie kondycja :(
No i czas na PODSUMOWANIE ROWEROWEGO ROKU 2011
4300 przejechanych kilometrów
562 kilometry w terenie
260 dni kiedy jeździłem na rowerze
240 godzin i 39 minut jazdy
163 km największy jednodniowy dystans
17,87 km/h średnia prędkość
59,6 km/h maksymalna prędkość
26,9 km podjazdów (około, mierzone z map)
741 metrów najwyższy szczyt (Jawor przy jeziorze Solińskim)
20 zaliczonych gmin
2 wyjazdy rowerowe z dala od domu: Augustów i Jezioro Solińskie
Wypadek z finałem w szpitalu - Kwiecień
Nowy rower (kellys swing) kupiony w Maju
To chyba tyle, jak o czymś zapomniałem to krzyczcie :)
Kategoria po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
47.00 km
12.00 km teren
02:35 h
18.19 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:140 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Hexagon v2
335 Odkrywanie nowych okolic Lubartowa
Niedziela, 20 listopada 2011 · dodano: 03.12.2011 | Komentarze 0
Jako że siedząc w Białymstoku nie mam ostatnio czasu na rower, to będąc w rodzinnym Lubartowie zabrałem rower młodszego brata (kross evado 1.2) i pojechałem w okolice gdzie jeszcze mnie nie było. Padło na wschód za rzeką wieprz czyli miałem odwiedzić miejscowości Niedźwiada i Ostrów Lubelski.Przy wiadukcie w Lubartowie zjeżdżam na tory i wzdłuż nich jadę do żelaznego mostu nad Wieprzem.

Tutaj już byłem ale dalej na horyzont jeszcze się nie zapuszczałem ... aż dziwne :)

Ścieżka wzdłuż torów była tak zarośnięta że ledwo widoczna, a mój tyłek aż podskakiwał na sztywnym crossie ... trochę się tam wkurwiałem z tego powodu i marzyłem żeby mieć tu mojego fulla :)
Później zjechałem na dziurawy asfalt w Pałecznicy, dalej Tarło i tam do lasu. Zanim jednak przebiłem się do lasu musiałem prowadzić rower z pół km przez sypki piach :/

Za lasem mała górka i panorama:
duża ...

... i mała

A zaraz za górką okazało się że była już Niedźwiada.

Zdjęć dużo nie robiłem bo śpieszyłem się na obiad.
Następnie przez Brzeźnicę Bychawską i las do Ostrowa Lubelskiego.

Miałem nadzieję że znajdę tam coś godnego zdjęcia ale się przeliczyłem ... zwykła wiocha :P
W drodze powrotnej oczywiście zerwał się wiatr i oczywiście w jedynym możliwym kierunku: w mordę :)
Wracałem przez Kaznów, Pałecznice, Chlewiska i do Lubartowa.
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
163.00 km
20.00 km teren
07:41 h
21.21 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 2936 kcal
Rower:KELLYS SWING
303 Siemianówka i rekordowy dystans!
Sobota, 1 października 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 0
Dawno nie miałem większej wycieczki bo ciągle tylko pracuję zamiast jeździć.Jednak RamzyY wymyślił że pojedziemy z Białegostoku do Siemianówki, czyli cała trasa ponad 150km.
Trochę się wahałem szczególnie że ostatnio mało jeżdżę i kondycja podupadła ale jednak się zgodziłem :)
Poprzedniego dnia mieliśmy mini rozgrzewkę na Białostockiej masie krytycznej.
Sobota rano około 8:30 spotykamy się na mieście, jest nieprzyjemnie chłodno i spora mgła, aż bluza w czasie jazdy robi się od przodu mokra :/

W Białymstoku elegancko po ścieżkach rowerowych ale za miastem trzeba było wyskoczyć kawałek na ruchliwą i wąską trasę dk-19.
Mgła, duży ruch z tirami i naprawdę wąska jezdnia a jednak nie jechało się źle - kierowcy jechali rozważnie.
A ja mobilizowany przez auta i pchany przez wiatr trzymałem prędkość 28-30km/h i wcale nie było ciężko, gdyby było to bym zwolnił bo trzeba było oszczędzać siły na później :)
Po 15km takiej jazdy dojechaliśmy do Zabłudowa i skręciliśmy w lokalne drogi przy okazji trochę już zwalniając.
Nie było łatwo nawigować po tych wszystkich wioskach ale obaj mieliśmy rozpisane gdzie skręcać i dawaliśmy rade mimo że zaliczyliśmy kilka wiosek których nie było w planie.
Po 10 mgła zaczynała zanikać i robiło się przyjemniej.

Gdzieś między Hieronimowem a Michałowem spotkaliśmy 3 biegające sarny, na zdjęciu są daleko ale czasami podbiegały na kilkadziesiąt metrów i się z nami chwilę ścigały :)

Około 11:30 zrobiliśmy postój przy wiosce Planty na przekąskę, wyszło już słońce i zrobiło się na tyle ciepło że bluza powędrowała do plecaka.
Ja już zaczynałem czuć zmęczenie mimo że to nie była nawet połowa trasy ... niedobrze :P
O godzinie 13 byliśmy już nad Jeziorem Siemianowskim, przejechaliśmy szybko wzdłuż żeby na początek ujrzeć je z wieży widokowej.
Wieża całkiem sensownych rozmiarów ale ...

... w kiepskim miejscu, jeziora z niej nie widać :( Może i było tu przy wyższym poziomie wody ale teraz są tylko zarośla a za tymi drzewami już koniec naszego kraju i granica z Białorusią.

No nic, oszukali nas z wieżą, jedziemy na drugi koniec jeziora do zapory. Po drodze jednak zajechaliśmy do jakiegoś baru we wsi Siemianówka kupić co nieco i zjeść ciepły posiłek.
Po długich poszukiwaniach pani znalazła dla nas fasolkę, podgrzewała ze 3 razy w mikrofali ale w końcu się doczekaliśmy i nawet nie była zła.

A czekając na jedzenie przybłąkał się do nas jakiś zmarznięty bąk.

Ja się rozleniwiłem i coraz wyraźniej czułem już nogi a to połowa wycieczki :/
Podjechaliśmy do zapory tegoż sztucznego zbiornika wodnego i tam w końcu ujrzeliśmy więcej wody.
A więc standardowo zrobiłem panoramę żeby więcej pokazać :)
mała:

I duża po kliknięciu:

Rowerek:

Żaglówki:

Dalej gdzieś w okolicach Ciwoniuk szukaliśmy jakiegoś ciekawego miejsca zaznaczonego na mapie gwiazdką ale nie znaleźliśmy, a miejscowi pytani o to nie wiedzieli o co nam chodzi ... dziwne.
Były w pierwotnej trasie jeszcze dwa takie miejsca ale trochę nie po drodze i jako że już opadałem z sił olaliśmy je i pojechaliśmy inną trasą w stronę Białegostoku.
Przejechaliśmy znowu przez Michałowo choć inną stroną i tylko w tym punkcie trasa powrotna spotkała się z dojazdową. Głupio przecież było by wracać tą samą :)
Z Michałowa wyjechaliśmy trasą 686 w stronę główniejszej dk-65. Wtedy też totalnie opadałem już z sił i co chwilę robiliśmy postoje z mojego powodu. Tak to jest jak się odstawi rower na jakiś czas.
Przy okazji postojów w końcu udało mi się uchwycić ładne jesienne kolory na zdjęciu :)


Stwierdziłem też że jak tylko będzie jakiś sklep to kupuję napój energetyczny bo umieram ... pech chciał że nie było żadnego po drodze a teren falował i podjazdy męczyły.
Zapomniałem też wspomnieć że do jeziora jechaliśmy z wiatrem a wracaliśmy pod wiatr :(
A tu przy okazji kolejnego odpoczynku taki fajny widoczek z chmurą wyglądającą prawie jak szczyt górski :) Wcześniej wyglądało to lepiej ale zanim ustawiłem aparat górę trochę przewiało.

Dojechaliśmy do dk-65 i światło dzienne już powoli się kończyło.
W końcu po 20km od miejsca gdzie pomyślałem o zakupie napoju energetycznego doczekałem się jakiejś przydrożnej knajpy, a tam czekała na mnie ostatnia puszka takiego specyfiku :D
Napiłem się i po kilkunastu minutach było już dobrze i wróciło przyzwoite tempo jazdy :)
Przez Grabówkę i Zaścianki dojechaliśmy do Białegostoku a tam już jakoś lekko się pedałowało. Zostawiłem Ramzego i pojechałem do domu. Pod sam koniec czułem że moc kofeiny się kończy ale udało się - dotoczyłem się do nowego rekordu 163km :D

Z domu wyjechałem o 8:00 a wróciłem około 19. Temperatura z rana to 12 stopni, najcieplej 19, a na koniec 16.
Przed następną taką długą wycieczką trzeba będzie jednak trochę potrenować ale to już raczej nie w tym roku.
Opis tej wycieczki z innymi zdjęciami możecie też zobaczyć u Ramzego czyli tutaj.
Kategoria okolice Białegostoku, z aparatem
Dane wyjazdu:
54.00 km
16.00 km teren
02:47 h
19.40 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:335 m
Kalorie: 958 kcal
Rower:KELLYS SWING
297 weekendowy wypad do puszczy
Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 1
Cały tydzień nie pojechałem dalej niż do pracy to chociaż w niedzielę olałem na chwilę robotę i siadłem na rower :)Trasa musiała być w miarę krótka więc pojechałem w stronę Czarnej Białostockiej do puszczy. Z Białegostoku wyjechałem wzdłuż torów do Wasilkowa a potem przez Sochonie, Woroszyły, i Wólkę-Przedmieście. Tym sposobem znalazłem się w Puszczy Knyszyńskiej:

Kawałek dalej, jeszcze przed Ratowcem przejechałem przez tory i zawróciłem w stronę Wasilkowa.

Było na tej drodze sporo piachu ale jakoś zadziwiająco dobrze mi się po nim jechało na nowych oponach

Obwodnicę Wasilkowa przejechałem tunelem i znalazłem się przy św. wodzie.

Do Wasilkowa ładną ścieżką przez lasek gdzie w końcu ujrzałem trochę jesiennych kolorów ...

... bo ogólnie to jakoś mało kolorowa ta jesień na podlasiu.
żeby ominąć główną trasę odbiłem w lewo na Nowodworce, i ścieżką z Supraśla dojechałem do Białegostoku. Jeszcze trochę na około przez parki i do domu.
Kategoria okolice Białegostoku, z aparatem
Dane wyjazdu:
50.00 km
9.00 km teren
02:26 h
20.55 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: 916 kcal
Rower:KELLYS SWING
291 Supraśl, Sowlany i sesja foto :)
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 4
Czas wypróbować nowe graty gdzieś dalej niż jadąc do pracy, no i dotrzeć w końcu hamulce. Padło na Supraśl i górkę w Sowlanach.Wyjechałem około 15:30 i kierowałem się wzdłuż nowej obwodnicy. Jako że przejazd dla rowerów jeszcze nie wyasfaltowany to przejeżdżam kładką dla ludzi z podjazdem dla inwalidów.

Dalej ścieżką rowerową do Supraśla nad zalew. Przy okazji w Supraślu przy kościele prawie rozjechałem pannę młodą ale to ona się zagapiła :)

Opuszczam tą mieścinę i jadę w puszczę a dokładniej krasny las.


Wszędzie gdzie były drzewa atakowały mnie jakieś roje małych muszek. Tragedia, trzeba było się pochylać przymykać oczy i co chwile otrzepywać ubranie z dziesiątek trupów.
W końcu docieram do górki w Sowlanach z widokiem na Białystok i wjeżdżam na nią.

Słońce zbliża się ku zachodowi a powietrze jest leciutko zamglone więc idealnie na zdjęcia :)

... zdjęcia zmodyfikowanego roweru oczywiście :D



przednie kółko ...

... tylne ...

... kierownica ...

... i widok na miasto. Słońce się kończy więc czas uciekać.

Powrót przez centrum około 19 byłem w domu. Hamulce dotarte i działają jak powinny, wszystko dobrze poskładałem i nic po drodze się nie rozpadło :)
Kategoria okolice Białegostoku, po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
20.00 km
0.00 km teren
00:58 h
20.69 km/h:
Maks. pr.:34.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal
Rower:KELLYS SWING
288 Duży upgrade roweru :D
Środa, 14 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 1
Rano standardowo do pacy, później pojechałem do rowerowego zakupić nowe oponki schwalbe racing ralph 2,25. Oczywiście przepłaciłem w porównaniu do sklepów internetowych ale nie chciałem czekać na przesyłkę tylko od razu zabrać się za robotę :)Wszystkie części czekają na zamontowanie.

Ach ładne te kółka ... takie białe :)

24 szprychy, proste i nie wyginające się o siebie.

Tarcze slx 180 na przód i 160 tył. Zrobiłem im tuning malując nakrętki na czarno jak w xt :P

Składałem wszystko i czyściłem przy okazji dokładnie napęd do ... drugiej w nocy :D był problem żeby odkręcić kasetę ze starego koła bo oszczędziłem na zakupie bacika. Jednak po długich zmaganiach śrubokręt magicznie zablokowany o szprychy rozwiązał problem.

zmiany na kierownicy a także dla dopasowania koloru i lekkości wróciło orginalne siodełko.

Czyściutki napęd.

A to takie nie związane z tematem ale ładne :)

No i jeszcze raz obręcz.

Pojadę na jakąś wycieczkę to będzie więcej zdjęć a teraz czas zaktualizować opis roweru:
RAMA: KELLYS SFS 19,5 cala Aluminiowa potrójnie cieniowana 115mm skoku
WIDELEC: RST First AIR 100mm skoku z blokadą
AMORTYZATOR TYŁ: RST Element AIR z blokadą
STERY: RITCHEY Logic Zero zintegrowane
KORBY: TRUVATIV ISOflow Power Spline (44x32x22)
SUPPORT: TRUVATIV Power Spline (113mm)
MANETKI: SHIMANO Deore SL-M530 Rapidfire Plus
PRZERZUTKA TYŁ: SHIMANO SLX M662
PRZERZUTKA PRZÓD: SHIMANO SLX M661
KASETA: SHIMANO CS-HG61-9 (11-34)
ŁAŃCUCH: KMC Z9000 (110 ogniw)
HAMULCE: SHIMANO BL/R-M 445 czarne
TARCZE: SHIMANO SLX SM-RT67 160mm i 180mm centerlock
KOŁA: SHIMANO WH-MT55 (2012) białe 24 szprychy
OPONY: SCHWALBE RACING RALPH 26 x 2,25 wersja Performance
DĘTKI: CONTINENTAL
SIODŁO: SELLE ROYAL Mach
SZTYCA: RITCHEY OE (śr 31.6mm)
MOSTEK: RITCHEY O/S (długość 110mm, śr 28.6mm, śr kierownicy 31.8mm, 6°)
KIEROWNICA: RITCHEY O/S (31.8mm)
CHWYTY: KELLYS LockOn GEL białe
ROGI: KELLYS Master czarne
PEDAŁY: VP aluminiowo-stalowe
WAGA: 14,0 kg
Czyli przybrał na wadze 0,6 kg od oryginału ale hamulce tarczowe muszą być cięższe od v-braków no i większe opony ... na szczęście nie jestem maniakiem odchudzania :)
Kategoria do pracy i z powrotem, po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
27.00 km
4.00 km teren
01:55 h
14.09 km/h:
Maks. pr.:29.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 95 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Hexagon v2
285 Rowerowe lato na ziemi Lubartowskiej
Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 01.10.2011 | Komentarze 2
Weekend w rodzinnym mieście Lubartów. Akurat odbywała się impreza rowerowa z cyklu Rowerowe lato na ziemi Lubartowskiej więc oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. szkoda tylko że młodszy brat nie bardzo mógł ze mną jechać.Nie jechałem krossem v2 tak jak wybrałem a krossem evado 1,2 mojego młodszego brata którego nie chce mi się dodawać :P To ten rower
Start imprezy o godzinie 10 pod III L.O. Przyjechałem trochę przed czasem i martwiła mnie mała frekwencja ale ostatecznie zebrało się 50 do 60 osób o ile dobrze wyliczyłem ze zdjęć.
Pierwsi chętni na miejscu zbiórki.

Był też taki ciekawy rower przerobiony przez właściciela, dodany napęd elektryczny ale podstawowy też funkcjonował, oraz radio z którego puszczał dobry drum'n'bass :)

Zapisy trwały ...

... i o 10 wyjechaliśmy. Najpierw przez Łuckę i tam też wszystkich wyprzedziłem żeby zrobić zdjęcia z trasy :)


Później jechaliśmy trochę off-roadowo z Łucki do wsi Annobór i Annobór-kolonia, wzdłuż obwodnicy drogami zbiorczymi, do Lisowa i powrót przez miasto i park pod pałac gdzie odbywała się druga część imprezy z konkursami i nagrodami.

Rowerzyści relaksowali się po jeździe.

Po parku jeździły też takie wynalazki.

No i odbywały się wspomniane konkursy, np kręgle.

czy zmiana dętki na czas.

Impreza udana, pogoda świetna, szkoda że taka krótka trasa no ale były też dzieci i dziadkowie. Za 2 tygodnie kolejna licząca 40 km ale niestety nie będę mógł na niej być.
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
58.00 km
12.00 km teren
04:42 h
12.34 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: 1220 kcal
Rower:KELLYS SWING
272 Wycieczka w Bieszczady dzień 7 - dookoła jeziora Solińskiego
Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 4
W końcu dodaję zaległy wpis z wycieczki w Bieszczady z Basią. Z dnia 5 przeskakujemy do 7 gdyż dzień 6 spędziliśmy pływając żaglówką po jeziorze Solińskim. Jako że mało to rowerowe to dodam tylko jedno zdjęcie z tamtego dnia i powiem że było bardzo przyjemnie odpoczywać i opalać się na łódce :)
A więc dzień 7 był już wcześniej zaplanowany - jedziemy dookoła jeziora/zalewu Solińskiego.
Klika ciekawszych informacji o tym zbiorniku:
- został utworzony w 1968r z wód Sanu i Solinki, zalewając dawną wieś Solina,
- zapora ma 81,8m wysokości i 664m długości,
- jezioro ma powierzchnię 22km kwadratowych i pojemność 472mln m sześciennych,
- poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW,
- masa zapory przekracza 2 mln ton,
- gdyby z użytego betonu odlać metrowe sześciany i układać jeden za drugim, powstał by mur od Soliny do wyspy Wolin (przeciwległy koniec Polski, jakby ktoś nie wiedział :) )
- jest największym sztucznym zbiornikiem wodnym w Polsce z linią brzegową 166km.
Ale to przez wiele zatoczek a jadąc drogami obliczyliśmy że będzie około 55km. Większość po asfaltowych drogach i 9km przez lasy. Trochę się tego obawialiśmy po wcześniejszych przeprawach przez rzekę w lesie ale szlak prowadził tam szczytami gór więc pomyśleliśmy ze będzie ok ... oczywiście okazało się co innego :)
Wyjazd oczywiście trzeba było zacząć od dobrego śniadania:

Wyjechaliśmy chyba około godziny 10 ... trochę późno ale to niby tylko 55km :)
Z Polańczyka skierowaliśmy się na południe aby okrążyć jezioro w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zaraz po wyjechaniu zaciekawił mnie głośny szum z opon roweru Basi, okazało się że ma bardzo mało powietrza. Zatrzymaliśmy się dopompować i jedziemy dalej ale nie na długo to pomogło. Pompując jeszcze raz czy dwa dotoczyliśmy się do miejscowości Wołkowyja. Szukaliśmy tam sklepu z dętką lub zakładu wulkanizacyjnego ale nic z tego. Siedliśmy więc i poszły w ruch łatki. Jako że koło było wysmarowane błotem najpierw sporo czasu je czyściliśmy. Winowajcą okazał się kilkumilimetrowy drucik w oponie, a nasze łatanie rozwiązało problem w 100%.
Zanim ruszyliśmy dalej była godzina 13:30 a przejechaliśmy raptem 7km, ale spoko co jeszcze mogło by się stać ;)
Kawałeczek dalej osiedle Jawory, miło że wszędzie w okolicy nazywają coś od mojego nazwiska :)

Jedziemy dalej, o godzinie 14 mijamy dopływ Solinki:
wersja mała panoramy pionowej

i po kliknięciu w miniaturkę duża czyli fajniejsza

Jak widać rzeka jest szeroka ale płytka i kamienista więc można by ją przejść :)
Dalej łykamy powoli jakieś strome i wysokie podjazdy, jedziemy przez Sakowczyk, i w miejscowości Rajskie natrafiamy na spory problem. Jest tam dopływ Sanu i most nad nim jest remontowany i aktualnie niekompletny i ogrodzony ... niedobrze.
Szukamy na mapie, w gps i nie widać żadnej innej drogi. Objazd dla aut to dodatkowe ponad 80km jak dobrze pamiętam. Gość w sklepie mówi że robotnicy mają łódkę którą pływają na drugą stronę. Wracamy więc do mostu ale jest sobota, robotników niema i ogrodzenie zamknięte. Dostrzegamy jednak jakiegoś dozorcę, po wielu próbach w końcu nas zauważył i przyszedł z pomocą. Najpierw niechętnie ale w końcu go przekonaliśmy i postanowił przewieźć nas łódką :) Tym samym uratował naszą wycieczkę bo inaczej pewnie zawrócilibyśmy do Polańczyka gdyż nie było już czasu na długie objazdy. Podziękowania i pozdrowienia dla pana dozorcy! Szczęście też że jechaliśmy od tej strony bo od tej miał swoją kanciapę.
Szkoda że nie mam zdjęć z tej akcji ale jakoś już nie wypadało się w to bawić.
Dalej za mostem kolejne podjazdy i ciekawe znaki: "uwaga na niedźwiedzie" ale my się misiów nie boimy :)
Mijamy Olchowiec a w miejscowości Chwert zatrzymujemy się na obiad i odpoczynek na pomoście ... tak jakby był na to czas :P
Zaraz potem trzeba zjechać z asfaltu w szlak przez las. Oczywiście standardowo oznaczeń szlaku prawie że niema, droga jakaś taka rozkopana i ogólnie przesrane.
po kilometrze docieramy do miejsca gdzie miał być mostek przez małą rzeczkę, a nawet dwa, ale nie było ani jednego :( Trochę główkowaliśmy, próbowaliśmy rzucać kłody ale nic z tego. Ostatecznie po zdjęciu butów przeszliśmy przez błotniste dno na drugą stronę i suszyliśmy nogi. Za rzeczką wdrapujemy się na górkę i standardowo co chwile sprawdzamy mapę gdyż nie wiadomo którędy prowadzi szlak.

A tu panorama z tej górki. W dole płynie ta rzeczka a blisko koparki ją przeszliśmy.
wersja mała:

i duża:

Jak widać słońce już bliskie zachodowi, zawrócić się niemożna (przez remontowany most) a przed nami las z bardzo oszczędnym oznakowaniem.
Co chwilę droga gdzieś nieoczekiwanie skręca lub się rozwidla a znaków niema i nie wiadomo gdzie się kierować. Błądzimy, szukamy znaków a robi się już ciemno.
Idziemy przykładowo ścieżką nagle staje się bardziej zarośnięta i kończy się ogrodzeniem z siatki - trzeba wracać i skręcić gdzie indziej. Tymczasem jest już całkowicie ciemno, świecimy tylko rowerowymi lampkami, a w około słychać jakieś dziwne odgłosy zwierząt, jeden był podobny do piszczących hamulców tarczowych :)
Po ciemku w lesie rowery już prowadziliśmy bo i nie było warunków do jazdy, a te 7km wydawało się wiecznością. W pewnym momencie trochę mocniej zboczyliśmy ze szlaku i trzeba było wracać z 500m do skrzyżowania. A kiedy Basia szukała jakiegokolwiek oznaczenia szlaku ja zrobiłem zdjęcie gwiazd jako że była już 21:30 i całkowita ciemność.

Trochę słabo wyszło ale wprawne oko drogę mleczną zobaczy, jak nie to widać na tym z innego dnia.

Brniemy dalej, doszedł kolejny problem - ścieżka jest coraz bardziej zarośnięta ... jeżynami :/ Strasznie to było wkurzające a nogi całe pocięte przez kolce.
Podsumowując byliśmy nocą sami w zadupiastym lesie w górach, straszyły nas odgłosy zwierząt, było zimno a każdy znaleziony znaczek szlaku to była wielka radość. Jak się dowiedzieliśmy po powrocie do domu trzeba tam uważać na wilki ... no w domu to już się z tego śmialiśmy :)
A zdjęć z lasu niema więcej bo jakoś tak mało ważne się to wtedy wydawało.
Kolejna godzina walki z jeżynami i w końcu uradowani docieramy do wioski Teleśnica Owszarowa, nie wiem która była wtedy godzina, coś między 23-12.
Wyziębnięci wchłaniamy resztę prowiantu i już asfaltem zmierzamy w stronę zapory. Czeka nas jeszcze 17km. Jest już tak zimno że jadąc hamujemy żeby się zagrzać ale nie wiele to pomaga, dopiero ostre podjazdy nas rozgrzewają.
W dzień temperatura wynosiła 25 stopni, w nocy tylko 11.
Mijamy Zaporę i bez zbędnych przystanków jedziemy do pensjonatu w Polańczyku.
Dojechaliśmy tam o godzinie 1 w nocy i oglądaliśmy nabyte rany i uwalone buty :)

Zmyliśmy błoto, wypiliśmy piwko i spać a następnego dnia leniuchowaliśmy na plaży i myliśmy rowery.


Po tym zdjęciu chyba widać że warunki były ciężkie z z v-braków nie miałem wielkiego pożytku :P

A wszystko to na zupełnie nieodpowiednich do tego oponach :D Ale w sumie to całkiem dobrze sobie radziły.

No i to by było na tyle z tej wycieczki, dzień 8 jak już wspomniałem spędziliśmy na plaży a 9-go wracaliśmy do Białegostoku.
Na koniec podziękowania dla Basi za tak udaną wspólną wycieczkę, oraz polecam te tereny innym. Ja może też jeszcze tam wrócę bo raz to za mało :)
Kategoria z aparatem
Dane wyjazdu:
35.00 km
2.00 km teren
02:33 h
13.73 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: 720 kcal
Rower:KELLYS SWING
271 Wycieczka w Bieszczady dzień 5 - Szczyt Jawor
Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 2
Na dzień piaty mojej wyprawy z Basią zaplanowaliśmy podjechanie na najwyższą górę przy jeziorze Solińskim czyli szczyt Jawor ... co za zbieg okoliczności z tymi nazwami :)Jego wysokość to 741m n.p.m. i około 300m od podnóża czyli mniej więcej poziomu jeziora.
Wyjątkowo też tym razem udało nam się wyjechać z samego rana czyli o godzinie siódmej co zaowocowało pięknymi widokami zamglonych gór.
Tutaj widok z Polańczyka na jezioro, a po jego drugiej stronie widać właśnie szczyt Jawor z dwoma masztami antenowymi - tam jedziemy.

A tu szerszy widok w wersji małej i dużej po kliknięciu w miniaturkę.


Najpierw pojechaliśmy dobrze już znaną drogą do zapory i tam się chwilę zatrzymaliśmy na zdjęcia.
Widok z tamy po stronie odpływu / jeziora Myczkowieckiego.

A tu podobny ale szerszy kąt czyli panorama pionowa :)


Basia na tamie, w tle zabudowa Soliny.

Szeroki widok z tamy na Jezioro Solińskie.


Rowery na tle góry Mały Jawor, przy tym maszcie też będziemy przejeżdżać wdrapując się na szczyt.

A to my :) jak widać rano jest zimno i brak turystów.

Pojechaliśmy dalej przez tamę do miejscowości zgadnijcie jakiej ... Jawor :) Tam zakręt w prawo i zaczynamy ostro wspinać się pod górę.
Szybko się rozgrzaliśmy i bluzy wylądowały w plecakach. Przerzutki najniższe i pedałujemy nie przekraczając 10 km/h i co chwilę robiąc przerwy na odsapnięcie.
Tutaj zdjęcie z pierwszej przerwy i widok na miejscowość Jawor i jezioro Myczkowieckie czyli poniżej głównej zapory.


Droga pod górę asfaltowa z paroma serpentynami w końcu doprowadziła nas na szczyt. Byliśmy tam o 9:20 i na górze wydawało się że wcale nie było tak ciężko jak się spodziewaliśmy :)
Pod masztem radiowym gps pokazuje 786m n.p.m. czyli 45m za dużo, chwile później 756m, pewnie przez te anteny trochę ześwirował :)

Tak czy inaczej udało się! Zdobyliśmy szczyt Jawor :D
Pamiątkowe zdjęcia pod masztem:


A to jeszcze ja, szkoda że sam szczyt jest zarośnięty i nie ma stamtąd widoku na jezioro.

Kawałeczek dalej w dół dojechaliśmy do punktu widokowego i zatrzymaliśmy się tam na dłuższą przerwę.
Widoczek przez drzewa.

Nasze rowery też muszą odpocząć.

Widok na zaporę z góry.

I jeszcze raz nasze rowery.

No to dobra jedziemy dalej w dół ... ale nie ten z którego przyjechaliśmy :)
Zjeżdżamy na drugą stronę góry gdzie prowadzi ta droga a jest tam tylko stary i wielki ośrodek wczasowy o jakże oryginalnej nazwie "Jawor" :)
Zjazd oczywiście był bardzo szybki, zajęło to 5 - 10 minut :)
Pozwiedzaliśmy ośrodek i znaleźliśmy przystań gdzie następnego dnia wypożyczyliśmy żaglówkę.
Zjedliśmy też co nieco z ośrodkowego sklepu i ... trzeba wrócić do domu a droga jest tylko jedna. Więc podjeżdżamy pod szczyt Jawor po raz drugi :D
Co prawda omineliśmy kilkanaście ostatnich metrów z masztem ale udało się zdobyć szczyt ponownie. I znowu szybki zjazd z góry, musieliśmy trochę hamować dla zachowania bezpiecznych prędkości.
Wróciliśmy do ośrodka podobną trasą tyle że mijając zaporę dołem.

A po powrocie piwko dla uczczenia tego osiągnięcia :)
Kategoria z aparatem