JAVOR

Info

avatar Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)
Więcej o mnie.


2014 baton rowerowy bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy javor.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

z aparatem

Dystans całkowity:6187.00 km (w terenie 1118.00 km; 18.07%)
Czas w ruchu:338:35
Średnia prędkość:18.27 km/h
Maksymalna prędkość:64.40 km/h
Suma podjazdów:45949 m
Maks. tętno maksymalne:178 (90 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:132753 kcal
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:53.80 km i 2h 56m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
03:30 h 16.57 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:178 ( 90%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy:270 m
Kalorie: 2847 kcal

365 Rozpoczęcie 2012 na rowerze i postanowienia noworoczne

Niedziela, 1 stycznia 2012 · dodano: 01.01.2012 | Komentarze 7

Pierwszy dzień nowego roku trzeba było zacząć na rowerze, dzięki rozpoczęciu zabawy z mapką zaliczgmine.pl zauważyłem że nie byłem jeszcze na południe od Białegostoku ... dziwne. Więc postanowiłem tam właśnie się udać i zaliczyć dwie gminy. Miałem wyjechać o 10 a wyszło po 11, wiatr niewielki, temperatura -2 i częściowo oblodzone drogi nie sypane solą :) Było kilka poślizgów ale prowokowanych dla testu przyczepności :) Zaraz po wyjechaniu z domu czułem że kondycja już słabiutka i ciężko będzie przejechać zaplanowane 48 km ale trzeba jechać a nie marudzić.
Przez miasto przebiłem się szybko, ruch mały, tylko wszędzie śmieci po petardach i szampanach.
Za miastem już prawie zero samochodów. Po drodze taki śmieszny długi znak, potrzebował aż trzech podpórek :)

I tak przez Hryniewicze, Lewickie docieram do centrum pierwszej gminy - Juchnowiec Kościelny.


Dalej przed wioską Szerenosy robię postój na kanapkę gdyż jest to teoretycznie połowa trasy.

Kontraścik:

Zmęczenie czuje już spore ale od tego miejsca będę już jechał z wiatrem choć wielkiej różnicy nie było.
Kawałek dalej centrum drugiej gminy - Turośń Kościelna. Teraz już wiem skąd te nazwy - to jedyne wioski w okolicy z kościołami :)

A dalej zgodnie z rozpiską jadę przez Juraszki, Pomigacze a w Kolonii Koplany miałem napisane żeby skręcić w prawo ... coś mi to nie pasowało ale skręciłem ... chodziło o inny zakręt :/
Zdziwiłem się że jadę pod wiatr ale jadę i jadę aż tu nagle widzę znak Juchnowiec Kościelny :( Kur@# co jest? Drugi raz tu jestem :( Odpaliłem GPS i faktycznie źle tam skręciłem ... 5 km temu, czyli 10 km na darmo a opadałem już z sił :P
A więc ponownie Kolonia Koplany i tym razem dobry wyjazd z ronda, Ignatki, Księżyno, Horodniany, Kleosin i Białystok ... teraz już się nie zgubię :)
Wracając przez miasto uwieczniłem kolejną świeżą głupotę na DDR:

Co to do hu*a ma być? Kto jest na tyle ułomny żeby tak spierdzielić robotę. skoro zaasfaltowane to pewnie już nie poprawią. Prawnie za przejściem DDR się urywa i trzeba prowadzić do ciągu pieszo rowerowego? Dobrze że nie przestrzegam przepisów bo odechciało by się jeździć rowerem.

Przy okazji kupiłem do zimówki licznik, a także pulsometr w markecie i co dziwne działa świetnie :) Więc mam teraz więcej danych do wpisywania a także dokładniejsze zużycie kalorii (jak się okazało dużo wyższe).

A teraz NOWOROCZNE POSTANOWIENIA NA SEZON 2012
- przebić wszystkie statystyki z 2011 :)
- odbudować kondycję którą zepsułem przez ostatnie 3 miesiące obijania się
- złożyć rower wyprawowy z sakwami
- wybrać się latem na daleką wielodniową wycieczkę z pełnymi sakwami i namiotem, najlepiej za granicę albo i wiele granic :)

Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
01:30 h 18.00 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal

364 Sylwester z rowerem i aparatem, podsumowanie roku

Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 01.01.2012 | Komentarze 3

Pewnie wielu zdziwi to że nie z alkoholem i znajomymi ale jakieś urozmaicenie musi być a za alkoholem nie przepadam :P
Plan był więc taki że pośmigam po mieście, porobię zdjęć z różnych miejsc z fajerwerkami i gdzieś się szwendając dobiję 27km żeby wyszła ładniejsza suma km z roku 2011. Oczywiście tak się zbierałem że mimo przejechania każdego skrzyżowania na czerwonym świetle (puste ulice) spóźniłem się i byłem pod pałacem Branickich o 12:05. 5 minut zdjęć i koniec Fajerwerków :( ... a łudziłem się że z kilku miejsc porobię.


Podjechałem jeszcze pod ratusz zobaczyć sylwester miejski, ludzi sporo, dj grał dobrą muzykę ale co ja tam będę siedział. Zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej.
Szkoda że na masach krytycznych niema tylu ludzi :D


Nabijać kilometry pojechałem na obwodówkę z nowymi ścieżkami.
Na jednym przejściu bawiłem się z 10 minut przyciskiem zanim przyzwoicie wyszło mi to zdjęcie :P

Jak widać wszystko oblodzone, było kilka poślizgów i wiele łamanego lodu na kałużach :)
Następnie pojechałem ścieżką w stronę Augustowa i ale dojechałem tylko do skansenu.


Dalej powrót na obwodówkę i na nowy most nad nią wiszący.
W dzień z daleka wydaje się zwyczajny ale z bliska i w nocy wygląda ciekawiej.



W domu byłem o 2:50, mocno zmęczony :| pogoda? stary kross? czy aż tak upadła moja kondycja? Pewnie kondycja :(

No i czas na PODSUMOWANIE ROWEROWEGO ROKU 2011
4300 przejechanych kilometrów
562 kilometry w terenie
260 dni kiedy jeździłem na rowerze
240 godzin i 39 minut jazdy
163 km największy jednodniowy dystans
17,87 km/h średnia prędkość
59,6 km/h maksymalna prędkość
26,9 km podjazdów (około, mierzone z map)
741 metrów najwyższy szczyt (Jawor przy jeziorze Solińskim)
20 zaliczonych gmin
2 wyjazdy rowerowe z dala od domu: Augustów i Jezioro Solińskie
Wypadek z finałem w szpitalu - Kwiecień
Nowy rower (kellys swing) kupiony w Maju

To chyba tyle, jak o czymś zapomniałem to krzyczcie :)

Dane wyjazdu:
47.00 km 12.00 km teren
02:35 h 18.19 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:140 m
Kalorie: kcal

335 Odkrywanie nowych okolic Lubartowa

Niedziela, 20 listopada 2011 · dodano: 03.12.2011 | Komentarze 0

Jako że siedząc w Białymstoku nie mam ostatnio czasu na rower, to będąc w rodzinnym Lubartowie zabrałem rower młodszego brata (kross evado 1.2) i pojechałem w okolice gdzie jeszcze mnie nie było. Padło na wschód za rzeką wieprz czyli miałem odwiedzić miejscowości Niedźwiada i Ostrów Lubelski.
Przy wiadukcie w Lubartowie zjeżdżam na tory i wzdłuż nich jadę do żelaznego mostu nad Wieprzem.

Tutaj już byłem ale dalej na horyzont jeszcze się nie zapuszczałem ... aż dziwne :)

Ścieżka wzdłuż torów była tak zarośnięta że ledwo widoczna, a mój tyłek aż podskakiwał na sztywnym crossie ... trochę się tam wkurwiałem z tego powodu i marzyłem żeby mieć tu mojego fulla :)
Później zjechałem na dziurawy asfalt w Pałecznicy, dalej Tarło i tam do lasu. Zanim jednak przebiłem się do lasu musiałem prowadzić rower z pół km przez sypki piach :/

Za lasem mała górka i panorama:
duża ...

... i mała

A zaraz za górką okazało się że była już Niedźwiada.

Zdjęć dużo nie robiłem bo śpieszyłem się na obiad.
Następnie przez Brzeźnicę Bychawską i las do Ostrowa Lubelskiego.

Miałem nadzieję że znajdę tam coś godnego zdjęcia ale się przeliczyłem ... zwykła wiocha :P
W drodze powrotnej oczywiście zerwał się wiatr i oczywiście w jedynym możliwym kierunku: w mordę :)
Wracałem przez Kaznów, Pałecznice, Chlewiska i do Lubartowa.
Kategoria z aparatem


Dane wyjazdu:
163.00 km 20.00 km teren
07:41 h 21.21 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 2936 kcal

303 Siemianówka i rekordowy dystans!

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 0

Dawno nie miałem większej wycieczki bo ciągle tylko pracuję zamiast jeździć.
Jednak RamzyY wymyślił że pojedziemy z Białegostoku do Siemianówki, czyli cała trasa ponad 150km.
Trochę się wahałem szczególnie że ostatnio mało jeżdżę i kondycja podupadła ale jednak się zgodziłem :)
Poprzedniego dnia mieliśmy mini rozgrzewkę na Białostockiej masie krytycznej.
Sobota rano około 8:30 spotykamy się na mieście, jest nieprzyjemnie chłodno i spora mgła, aż bluza w czasie jazdy robi się od przodu mokra :/

W Białymstoku elegancko po ścieżkach rowerowych ale za miastem trzeba było wyskoczyć kawałek na ruchliwą i wąską trasę dk-19.
Mgła, duży ruch z tirami i naprawdę wąska jezdnia a jednak nie jechało się źle - kierowcy jechali rozważnie.
A ja mobilizowany przez auta i pchany przez wiatr trzymałem prędkość 28-30km/h i wcale nie było ciężko, gdyby było to bym zwolnił bo trzeba było oszczędzać siły na później :)
Po 15km takiej jazdy dojechaliśmy do Zabłudowa i skręciliśmy w lokalne drogi przy okazji trochę już zwalniając.
Nie było łatwo nawigować po tych wszystkich wioskach ale obaj mieliśmy rozpisane gdzie skręcać i dawaliśmy rade mimo że zaliczyliśmy kilka wiosek których nie było w planie.
Po 10 mgła zaczynała zanikać i robiło się przyjemniej.

Gdzieś między Hieronimowem a Michałowem spotkaliśmy 3 biegające sarny, na zdjęciu są daleko ale czasami podbiegały na kilkadziesiąt metrów i się z nami chwilę ścigały :)

Około 11:30 zrobiliśmy postój przy wiosce Planty na przekąskę, wyszło już słońce i zrobiło się na tyle ciepło że bluza powędrowała do plecaka.
Ja już zaczynałem czuć zmęczenie mimo że to nie była nawet połowa trasy ... niedobrze :P
O godzinie 13 byliśmy już nad Jeziorem Siemianowskim, przejechaliśmy szybko wzdłuż żeby na początek ujrzeć je z wieży widokowej.
Wieża całkiem sensownych rozmiarów ale ...

... w kiepskim miejscu, jeziora z niej nie widać :( Może i było tu przy wyższym poziomie wody ale teraz są tylko zarośla a za tymi drzewami już koniec naszego kraju i granica z Białorusią.

No nic, oszukali nas z wieżą, jedziemy na drugi koniec jeziora do zapory. Po drodze jednak zajechaliśmy do jakiegoś baru we wsi Siemianówka kupić co nieco i zjeść ciepły posiłek.
Po długich poszukiwaniach pani znalazła dla nas fasolkę, podgrzewała ze 3 razy w mikrofali ale w końcu się doczekaliśmy i nawet nie była zła.

A czekając na jedzenie przybłąkał się do nas jakiś zmarznięty bąk.

Ja się rozleniwiłem i coraz wyraźniej czułem już nogi a to połowa wycieczki :/
Podjechaliśmy do zapory tegoż sztucznego zbiornika wodnego i tam w końcu ujrzeliśmy więcej wody.
A więc standardowo zrobiłem panoramę żeby więcej pokazać :)
mała:

I duża po kliknięciu:

Rowerek:

Żaglówki:

Dalej gdzieś w okolicach Ciwoniuk szukaliśmy jakiegoś ciekawego miejsca zaznaczonego na mapie gwiazdką ale nie znaleźliśmy, a miejscowi pytani o to nie wiedzieli o co nam chodzi ... dziwne.
Były w pierwotnej trasie jeszcze dwa takie miejsca ale trochę nie po drodze i jako że już opadałem z sił olaliśmy je i pojechaliśmy inną trasą w stronę Białegostoku.
Przejechaliśmy znowu przez Michałowo choć inną stroną i tylko w tym punkcie trasa powrotna spotkała się z dojazdową. Głupio przecież było by wracać tą samą :)
Z Michałowa wyjechaliśmy trasą 686 w stronę główniejszej dk-65. Wtedy też totalnie opadałem już z sił i co chwilę robiliśmy postoje z mojego powodu. Tak to jest jak się odstawi rower na jakiś czas.
Przy okazji postojów w końcu udało mi się uchwycić ładne jesienne kolory na zdjęciu :)



Stwierdziłem też że jak tylko będzie jakiś sklep to kupuję napój energetyczny bo umieram ... pech chciał że nie było żadnego po drodze a teren falował i podjazdy męczyły.
Zapomniałem też wspomnieć że do jeziora jechaliśmy z wiatrem a wracaliśmy pod wiatr :(
A tu przy okazji kolejnego odpoczynku taki fajny widoczek z chmurą wyglądającą prawie jak szczyt górski :) Wcześniej wyglądało to lepiej ale zanim ustawiłem aparat górę trochę przewiało.

Dojechaliśmy do dk-65 i światło dzienne już powoli się kończyło.
W końcu po 20km od miejsca gdzie pomyślałem o zakupie napoju energetycznego doczekałem się jakiejś przydrożnej knajpy, a tam czekała na mnie ostatnia puszka takiego specyfiku :D
Napiłem się i po kilkunastu minutach było już dobrze i wróciło przyzwoite tempo jazdy :)
Przez Grabówkę i Zaścianki dojechaliśmy do Białegostoku a tam już jakoś lekko się pedałowało. Zostawiłem Ramzego i pojechałem do domu. Pod sam koniec czułem że moc kofeiny się kończy ale udało się - dotoczyłem się do nowego rekordu 163km :D

Z domu wyjechałem o 8:00 a wróciłem około 19. Temperatura z rana to 12 stopni, najcieplej 19, a na koniec 16.
Przed następną taką długą wycieczką trzeba będzie jednak trochę potrenować ale to już raczej nie w tym roku.
Opis tej wycieczki z innymi zdjęciami możecie też zobaczyć u Ramzego czyli tutaj.

Dane wyjazdu:
54.00 km 16.00 km teren
02:47 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:335 m
Kalorie: 958 kcal

297 weekendowy wypad do puszczy

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 1

Cały tydzień nie pojechałem dalej niż do pracy to chociaż w niedzielę olałem na chwilę robotę i siadłem na rower :)
Trasa musiała być w miarę krótka więc pojechałem w stronę Czarnej Białostockiej do puszczy. Z Białegostoku wyjechałem wzdłuż torów do Wasilkowa a potem przez Sochonie, Woroszyły, i Wólkę-Przedmieście. Tym sposobem znalazłem się w Puszczy Knyszyńskiej:

Kawałek dalej, jeszcze przed Ratowcem przejechałem przez tory i zawróciłem w stronę Wasilkowa.

Było na tej drodze sporo piachu ale jakoś zadziwiająco dobrze mi się po nim jechało na nowych oponach

Obwodnicę Wasilkowa przejechałem tunelem i znalazłem się przy św. wodzie.

Do Wasilkowa ładną ścieżką przez lasek gdzie w końcu ujrzałem trochę jesiennych kolorów ...

... bo ogólnie to jakoś mało kolorowa ta jesień na podlasiu.
żeby ominąć główną trasę odbiłem w lewo na Nowodworce, i ścieżką z Supraśla dojechałem do Białegostoku. Jeszcze trochę na około przez parki i do domu.

Dane wyjazdu:
50.00 km 9.00 km teren
02:26 h 20.55 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: 916 kcal

291 Supraśl, Sowlany i sesja foto :)

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 4

Czas wypróbować nowe graty gdzieś dalej niż jadąc do pracy, no i dotrzeć w końcu hamulce. Padło na Supraśl i górkę w Sowlanach.
Wyjechałem około 15:30 i kierowałem się wzdłuż nowej obwodnicy. Jako że przejazd dla rowerów jeszcze nie wyasfaltowany to przejeżdżam kładką dla ludzi z podjazdem dla inwalidów.

Dalej ścieżką rowerową do Supraśla nad zalew. Przy okazji w Supraślu przy kościele prawie rozjechałem pannę młodą ale to ona się zagapiła :)

Opuszczam tą mieścinę i jadę w puszczę a dokładniej krasny las.


Wszędzie gdzie były drzewa atakowały mnie jakieś roje małych muszek. Tragedia, trzeba było się pochylać przymykać oczy i co chwile otrzepywać ubranie z dziesiątek trupów.
W końcu docieram do górki w Sowlanach z widokiem na Białystok i wjeżdżam na nią.

Słońce zbliża się ku zachodowi a powietrze jest leciutko zamglone więc idealnie na zdjęcia :)

... zdjęcia zmodyfikowanego roweru oczywiście :D



przednie kółko ...

... tylne ...

... kierownica ...

... i widok na miasto. Słońce się kończy więc czas uciekać.

Powrót przez centrum około 19 byłem w domu. Hamulce dotarte i działają jak powinny, wszystko dobrze poskładałem i nic po drodze się nie rozpadło :)

Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:58 h 20.69 km/h:
Maks. pr.:34.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal

288 Duży upgrade roweru :D

Środa, 14 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 1

Rano standardowo do pacy, później pojechałem do rowerowego zakupić nowe oponki schwalbe racing ralph 2,25. Oczywiście przepłaciłem w porównaniu do sklepów internetowych ale nie chciałem czekać na przesyłkę tylko od razu zabrać się za robotę :)
Wszystkie części czekają na zamontowanie.

Ach ładne te kółka ... takie białe :)

24 szprychy, proste i nie wyginające się o siebie.

Tarcze slx 180 na przód i 160 tył. Zrobiłem im tuning malując nakrętki na czarno jak w xt :P

Składałem wszystko i czyściłem przy okazji dokładnie napęd do ... drugiej w nocy :D był problem żeby odkręcić kasetę ze starego koła bo oszczędziłem na zakupie bacika. Jednak po długich zmaganiach śrubokręt magicznie zablokowany o szprychy rozwiązał problem.

zmiany na kierownicy a także dla dopasowania koloru i lekkości wróciło orginalne siodełko.

Czyściutki napęd.

A to takie nie związane z tematem ale ładne :)

No i jeszcze raz obręcz.

Pojadę na jakąś wycieczkę to będzie więcej zdjęć a teraz czas zaktualizować opis roweru:
RAMA: KELLYS SFS 19,5 cala Aluminiowa potrójnie cieniowana 115mm skoku
WIDELEC: RST First AIR 100mm skoku z blokadą
AMORTYZATOR TYŁ: RST Element AIR z blokadą
STERY: RITCHEY Logic Zero zintegrowane
KORBY: TRUVATIV ISOflow Power Spline (44x32x22)
SUPPORT: TRUVATIV Power Spline (113mm)
MANETKI: SHIMANO Deore SL-M530 Rapidfire Plus
PRZERZUTKA TYŁ: SHIMANO SLX M662
PRZERZUTKA PRZÓD: SHIMANO SLX M661
KASETA: SHIMANO CS-HG61-9 (11-34)
ŁAŃCUCH: KMC Z9000 (110 ogniw)
HAMULCE: SHIMANO BL/R-M 445 czarne
TARCZE: SHIMANO SLX SM-RT67 160mm i 180mm centerlock
KOŁA: SHIMANO WH-MT55 (2012) białe 24 szprychy
OPONY: SCHWALBE RACING RALPH 26 x 2,25 wersja Performance
DĘTKI: CONTINENTAL
SIODŁO: SELLE ROYAL Mach
SZTYCA: RITCHEY OE (śr 31.6mm)
MOSTEK: RITCHEY O/S (długość 110mm, śr 28.6mm, śr kierownicy 31.8mm, 6°)
KIEROWNICA: RITCHEY O/S (31.8mm)
CHWYTY: KELLYS LockOn GEL białe
ROGI: KELLYS Master czarne
PEDAŁY: VP aluminiowo-stalowe
WAGA: 14,0 kg
Czyli przybrał na wadze 0,6 kg od oryginału ale hamulce tarczowe muszą być cięższe od v-braków no i większe opony ... na szczęście nie jestem maniakiem odchudzania :)

Dane wyjazdu:
27.00 km 4.00 km teren
01:55 h 14.09 km/h:
Maks. pr.:29.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 95 m
Kalorie: kcal

285 Rowerowe lato na ziemi Lubartowskiej

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 01.10.2011 | Komentarze 2

Weekend w rodzinnym mieście Lubartów. Akurat odbywała się impreza rowerowa z cyklu Rowerowe lato na ziemi Lubartowskiej więc oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. szkoda tylko że młodszy brat nie bardzo mógł ze mną jechać.
Nie jechałem krossem v2 tak jak wybrałem a krossem evado 1,2 mojego młodszego brata którego nie chce mi się dodawać :P To ten rower
Start imprezy o godzinie 10 pod III L.O. Przyjechałem trochę przed czasem i martwiła mnie mała frekwencja ale ostatecznie zebrało się 50 do 60 osób o ile dobrze wyliczyłem ze zdjęć.
Pierwsi chętni na miejscu zbiórki.

Był też taki ciekawy rower przerobiony przez właściciela, dodany napęd elektryczny ale podstawowy też funkcjonował, oraz radio z którego puszczał dobry drum'n'bass :)

Zapisy trwały ...

... i o 10 wyjechaliśmy. Najpierw przez Łuckę i tam też wszystkich wyprzedziłem żeby zrobić zdjęcia z trasy :)


Później jechaliśmy trochę off-roadowo z Łucki do wsi Annobór i Annobór-kolonia, wzdłuż obwodnicy drogami zbiorczymi, do Lisowa i powrót przez miasto i park pod pałac gdzie odbywała się druga część imprezy z konkursami i nagrodami.

Rowerzyści relaksowali się po jeździe.

Po parku jeździły też takie wynalazki.

No i odbywały się wspomniane konkursy, np kręgle.

czy zmiana dętki na czas.

Impreza udana, pogoda świetna, szkoda że taka krótka trasa no ale były też dzieci i dziadkowie. Za 2 tygodnie kolejna licząca 40 km ale niestety nie będę mógł na niej być.
Kategoria z aparatem


Dane wyjazdu:
58.00 km 12.00 km teren
04:42 h 12.34 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: 1220 kcal

272 Wycieczka w Bieszczady dzień 7 - dookoła jeziora Solińskiego

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 4

W końcu dodaję zaległy wpis z wycieczki w Bieszczady z Basią. Z dnia 5 przeskakujemy do 7 gdyż dzień 6 spędziliśmy pływając żaglówką po jeziorze Solińskim. Jako że mało to rowerowe to dodam tylko jedno zdjęcie z tamtego dnia i powiem że było bardzo przyjemnie odpoczywać i opalać się na łódce :)

A więc dzień 7 był już wcześniej zaplanowany - jedziemy dookoła jeziora/zalewu Solińskiego.
Klika ciekawszych informacji o tym zbiorniku:
- został utworzony w 1968r z wód Sanu i Solinki, zalewając dawną wieś Solina,
- zapora ma 81,8m wysokości i 664m długości,
- jezioro ma powierzchnię 22km kwadratowych i pojemność 472mln m sześciennych,
- poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW,
- masa zapory przekracza 2 mln ton,
- gdyby z użytego betonu odlać metrowe sześciany i układać jeden za drugim, powstał by mur od Soliny do wyspy Wolin (przeciwległy koniec Polski, jakby ktoś nie wiedział :) )
- jest największym sztucznym zbiornikiem wodnym w Polsce z linią brzegową 166km.
Ale to przez wiele zatoczek a jadąc drogami obliczyliśmy że będzie około 55km. Większość po asfaltowych drogach i 9km przez lasy. Trochę się tego obawialiśmy po wcześniejszych przeprawach przez rzekę w lesie ale szlak prowadził tam szczytami gór więc pomyśleliśmy ze będzie ok ... oczywiście okazało się co innego :)
Wyjazd oczywiście trzeba było zacząć od dobrego śniadania:

Wyjechaliśmy chyba około godziny 10 ... trochę późno ale to niby tylko 55km :)
Z Polańczyka skierowaliśmy się na południe aby okrążyć jezioro w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zaraz po wyjechaniu zaciekawił mnie głośny szum z opon roweru Basi, okazało się że ma bardzo mało powietrza. Zatrzymaliśmy się dopompować i jedziemy dalej ale nie na długo to pomogło. Pompując jeszcze raz czy dwa dotoczyliśmy się do miejscowości Wołkowyja. Szukaliśmy tam sklepu z dętką lub zakładu wulkanizacyjnego ale nic z tego. Siedliśmy więc i poszły w ruch łatki. Jako że koło było wysmarowane błotem najpierw sporo czasu je czyściliśmy. Winowajcą okazał się kilkumilimetrowy drucik w oponie, a nasze łatanie rozwiązało problem w 100%.
Zanim ruszyliśmy dalej była godzina 13:30 a przejechaliśmy raptem 7km, ale spoko co jeszcze mogło by się stać ;)
Kawałeczek dalej osiedle Jawory, miło że wszędzie w okolicy nazywają coś od mojego nazwiska :)

Jedziemy dalej, o godzinie 14 mijamy dopływ Solinki:
wersja mała panoramy pionowej

i po kliknięciu w miniaturkę duża czyli fajniejsza

Jak widać rzeka jest szeroka ale płytka i kamienista więc można by ją przejść :)
Dalej łykamy powoli jakieś strome i wysokie podjazdy, jedziemy przez Sakowczyk, i w miejscowości Rajskie natrafiamy na spory problem. Jest tam dopływ Sanu i most nad nim jest remontowany i aktualnie niekompletny i ogrodzony ... niedobrze.
Szukamy na mapie, w gps i nie widać żadnej innej drogi. Objazd dla aut to dodatkowe ponad 80km jak dobrze pamiętam. Gość w sklepie mówi że robotnicy mają łódkę którą pływają na drugą stronę. Wracamy więc do mostu ale jest sobota, robotników niema i ogrodzenie zamknięte. Dostrzegamy jednak jakiegoś dozorcę, po wielu próbach w końcu nas zauważył i przyszedł z pomocą. Najpierw niechętnie ale w końcu go przekonaliśmy i postanowił przewieźć nas łódką :) Tym samym uratował naszą wycieczkę bo inaczej pewnie zawrócilibyśmy do Polańczyka gdyż nie było już czasu na długie objazdy. Podziękowania i pozdrowienia dla pana dozorcy! Szczęście też że jechaliśmy od tej strony bo od tej miał swoją kanciapę.
Szkoda że nie mam zdjęć z tej akcji ale jakoś już nie wypadało się w to bawić.
Dalej za mostem kolejne podjazdy i ciekawe znaki: "uwaga na niedźwiedzie" ale my się misiów nie boimy :)
Mijamy Olchowiec a w miejscowości Chwert zatrzymujemy się na obiad i odpoczynek na pomoście ... tak jakby był na to czas :P
Zaraz potem trzeba zjechać z asfaltu w szlak przez las. Oczywiście standardowo oznaczeń szlaku prawie że niema, droga jakaś taka rozkopana i ogólnie przesrane.
po kilometrze docieramy do miejsca gdzie miał być mostek przez małą rzeczkę, a nawet dwa, ale nie było ani jednego :( Trochę główkowaliśmy, próbowaliśmy rzucać kłody ale nic z tego. Ostatecznie po zdjęciu butów przeszliśmy przez błotniste dno na drugą stronę i suszyliśmy nogi. Za rzeczką wdrapujemy się na górkę i standardowo co chwile sprawdzamy mapę gdyż nie wiadomo którędy prowadzi szlak.

A tu panorama z tej górki. W dole płynie ta rzeczka a blisko koparki ją przeszliśmy.
wersja mała:

i duża:

Jak widać słońce już bliskie zachodowi, zawrócić się niemożna (przez remontowany most) a przed nami las z bardzo oszczędnym oznakowaniem.
Co chwilę droga gdzieś nieoczekiwanie skręca lub się rozwidla a znaków niema i nie wiadomo gdzie się kierować. Błądzimy, szukamy znaków a robi się już ciemno.
Idziemy przykładowo ścieżką nagle staje się bardziej zarośnięta i kończy się ogrodzeniem z siatki - trzeba wracać i skręcić gdzie indziej. Tymczasem jest już całkowicie ciemno, świecimy tylko rowerowymi lampkami, a w około słychać jakieś dziwne odgłosy zwierząt, jeden był podobny do piszczących hamulców tarczowych :)
Po ciemku w lesie rowery już prowadziliśmy bo i nie było warunków do jazdy, a te 7km wydawało się wiecznością. W pewnym momencie trochę mocniej zboczyliśmy ze szlaku i trzeba było wracać z 500m do skrzyżowania. A kiedy Basia szukała jakiegokolwiek oznaczenia szlaku ja zrobiłem zdjęcie gwiazd jako że była już 21:30 i całkowita ciemność.

Trochę słabo wyszło ale wprawne oko drogę mleczną zobaczy, jak nie to widać na tym z innego dnia.

Brniemy dalej, doszedł kolejny problem - ścieżka jest coraz bardziej zarośnięta ... jeżynami :/ Strasznie to było wkurzające a nogi całe pocięte przez kolce.
Podsumowując byliśmy nocą sami w zadupiastym lesie w górach, straszyły nas odgłosy zwierząt, było zimno a każdy znaleziony znaczek szlaku to była wielka radość. Jak się dowiedzieliśmy po powrocie do domu trzeba tam uważać na wilki ... no w domu to już się z tego śmialiśmy :)
A zdjęć z lasu niema więcej bo jakoś tak mało ważne się to wtedy wydawało.
Kolejna godzina walki z jeżynami i w końcu uradowani docieramy do wioski Teleśnica Owszarowa, nie wiem która była wtedy godzina, coś między 23-12.
Wyziębnięci wchłaniamy resztę prowiantu i już asfaltem zmierzamy w stronę zapory. Czeka nas jeszcze 17km. Jest już tak zimno że jadąc hamujemy żeby się zagrzać ale nie wiele to pomaga, dopiero ostre podjazdy nas rozgrzewają.
W dzień temperatura wynosiła 25 stopni, w nocy tylko 11.
Mijamy Zaporę i bez zbędnych przystanków jedziemy do pensjonatu w Polańczyku.
Dojechaliśmy tam o godzinie 1 w nocy i oglądaliśmy nabyte rany i uwalone buty :)

Zmyliśmy błoto, wypiliśmy piwko i spać a następnego dnia leniuchowaliśmy na plaży i myliśmy rowery.


Po tym zdjęciu chyba widać że warunki były ciężkie z z v-braków nie miałem wielkiego pożytku :P

A wszystko to na zupełnie nieodpowiednich do tego oponach :D Ale w sumie to całkiem dobrze sobie radziły.

No i to by było na tyle z tej wycieczki, dzień 8 jak już wspomniałem spędziliśmy na plaży a 9-go wracaliśmy do Białegostoku.
Na koniec podziękowania dla Basi za tak udaną wspólną wycieczkę, oraz polecam te tereny innym. Ja może też jeszcze tam wrócę bo raz to za mało :)
Kategoria z aparatem


Dane wyjazdu:
35.00 km 2.00 km teren
02:33 h 13.73 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: 720 kcal

271 Wycieczka w Bieszczady dzień 5 - Szczyt Jawor

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 2

Na dzień piaty mojej wyprawy z Basią zaplanowaliśmy podjechanie na najwyższą górę przy jeziorze Solińskim czyli szczyt Jawor ... co za zbieg okoliczności z tymi nazwami :)
Jego wysokość to 741m n.p.m. i około 300m od podnóża czyli mniej więcej poziomu jeziora.
Wyjątkowo też tym razem udało nam się wyjechać z samego rana czyli o godzinie siódmej co zaowocowało pięknymi widokami zamglonych gór.
Tutaj widok z Polańczyka na jezioro, a po jego drugiej stronie widać właśnie szczyt Jawor z dwoma masztami antenowymi - tam jedziemy.

A tu szerszy widok w wersji małej i dużej po kliknięciu w miniaturkę.


Najpierw pojechaliśmy dobrze już znaną drogą do zapory i tam się chwilę zatrzymaliśmy na zdjęcia.
Widok z tamy po stronie odpływu / jeziora Myczkowieckiego.

A tu podobny ale szerszy kąt czyli panorama pionowa :)


Basia na tamie, w tle zabudowa Soliny.

Szeroki widok z tamy na Jezioro Solińskie.


Rowery na tle góry Mały Jawor, przy tym maszcie też będziemy przejeżdżać wdrapując się na szczyt.

A to my :) jak widać rano jest zimno i brak turystów.

Pojechaliśmy dalej przez tamę do miejscowości zgadnijcie jakiej ... Jawor :) Tam zakręt w prawo i zaczynamy ostro wspinać się pod górę.
Szybko się rozgrzaliśmy i bluzy wylądowały w plecakach. Przerzutki najniższe i pedałujemy nie przekraczając 10 km/h i co chwilę robiąc przerwy na odsapnięcie.
Tutaj zdjęcie z pierwszej przerwy i widok na miejscowość Jawor i jezioro Myczkowieckie czyli poniżej głównej zapory.


Droga pod górę asfaltowa z paroma serpentynami w końcu doprowadziła nas na szczyt. Byliśmy tam o 9:20 i na górze wydawało się że wcale nie było tak ciężko jak się spodziewaliśmy :)
Pod masztem radiowym gps pokazuje 786m n.p.m. czyli 45m za dużo, chwile później 756m, pewnie przez te anteny trochę ześwirował :)

Tak czy inaczej udało się! Zdobyliśmy szczyt Jawor :D
Pamiątkowe zdjęcia pod masztem:


A to jeszcze ja, szkoda że sam szczyt jest zarośnięty i nie ma stamtąd widoku na jezioro.

Kawałeczek dalej w dół dojechaliśmy do punktu widokowego i zatrzymaliśmy się tam na dłuższą przerwę.
Widoczek przez drzewa.

Nasze rowery też muszą odpocząć.

Widok na zaporę z góry.

I jeszcze raz nasze rowery.

No to dobra jedziemy dalej w dół ... ale nie ten z którego przyjechaliśmy :)
Zjeżdżamy na drugą stronę góry gdzie prowadzi ta droga a jest tam tylko stary i wielki ośrodek wczasowy o jakże oryginalnej nazwie "Jawor" :)
Zjazd oczywiście był bardzo szybki, zajęło to 5 - 10 minut :)
Pozwiedzaliśmy ośrodek i znaleźliśmy przystań gdzie następnego dnia wypożyczyliśmy żaglówkę.
Zjedliśmy też co nieco z ośrodkowego sklepu i ... trzeba wrócić do domu a droga jest tylko jedna. Więc podjeżdżamy pod szczyt Jawor po raz drugi :D
Co prawda omineliśmy kilkanaście ostatnich metrów z masztem ale udało się zdobyć szczyt ponownie. I znowu szybki zjazd z góry, musieliśmy trochę hamować dla zachowania bezpiecznych prędkości.
Wróciliśmy do ośrodka podobną trasą tyle że mijając zaporę dołem.

A po powrocie piwko dla uczczenia tego osiągnięcia :)
Kategoria z aparatem