JAVOR
Info
Ten rowerowy blog prowadzi javor z miasta Białystok. Mam przejechane 19800.00 km z czego 2354.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.32 km/h i się tym nie chwalę, bo i niema czym :)Więcej o mnie.
2014 2013 2012 2011 2010
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Maj18 - 0
- 2014, Kwiecień14 - 0
- 2014, Marzec18 - 0
- 2014, Luty13 - 0
- 2014, Styczeń9 - 0
- 2013, Grudzień9 - 0
- 2013, Listopad16 - 0
- 2013, Październik21 - 0
- 2013, Wrzesień17 - 1
- 2013, Sierpień22 - 23
- 2013, Lipiec24 - 12
- 2013, Czerwiec25 - 19
- 2013, Maj22 - 15
- 2013, Kwiecień20 - 9
- 2013, Marzec20 - 7
- 2013, Luty17 - 19
- 2013, Styczeń12 - 7
- 2012, Grudzień7 - 1
- 2012, Listopad20 - 1
- 2012, Październik22 - 5
- 2012, Wrzesień21 - 10
- 2012, Sierpień21 - 11
- 2012, Lipiec13 - 8
- 2012, Czerwiec23 - 12
- 2012, Maj19 - 19
- 2012, Kwiecień18 - 6
- 2012, Marzec22 - 7
- 2012, Luty22 - 4
- 2012, Styczeń26 - 28
- 2011, Grudzień20 - 3
- 2011, Listopad21 - 0
- 2011, Październik20 - 1
- 2011, Wrzesień25 - 8
- 2011, Sierpień21 - 10
- 2011, Lipiec22 - 10
- 2011, Czerwiec24 - 4
- 2011, Maj14 - 6
- 2011, Kwiecień19 - 12
- 2011, Marzec28 - 8
- 2011, Luty22 - 7
- 2011, Styczeń24 - 6
- 2010, Grudzień17 - 10
- 2010, Listopad20 - 2
- 2010, Październik23 - 3
- 2010, Wrzesień20 - 6
- 2010, Sierpień21 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
z aparatem
Dystans całkowity: | 6187.00 km (w terenie 1118.00 km; 18.07%) |
Czas w ruchu: | 338:35 |
Średnia prędkość: | 18.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.40 km/h |
Suma podjazdów: | 45949 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (75 %) |
Suma kalorii: | 132753 kcal |
Liczba aktywności: | 115 |
Średnio na aktywność: | 53.80 km i 2h 56m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
20.00 km
1.00 km teren
01:12 h
16.67 km/h:
Maks. pr.:29.10 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:140 m
Kalorie: 400 kcal
Rower:Kross Hexagon v2
599 Powitanie roku 2013
Środa, 2 stycznia 2013 · dodano: 02.01.2013 | Komentarze 0
No to pierwsza jazda w 2013 roku zaliczona, szkoda tylko że taka nudna, bo do pracy. Jako że warunki mamy mało zimowe dopompowałem koła i podniosłem trochę siodło, także dzisiaj jechało się trochę lżej i szybciej ale tylko rano. Po pracy wilgoć z wcześniejszego deszczu pokryła połowę chodników cieniutkim lodem. Było ślisko, trzeba było więc jechać powoli i ostrożnie.A tak witał nowy rok Białystok. Widok na miasto z dachu mojego bloku złożony z około 40 zdjęć wykonanych przez jakieś 10 minut.
Polecam obejrzeć dużą wersję 8000 pikseli klikając na link :)
Tutaj duża wersja !!!
A teraz NOWOROCZNE POSTANOWIENIA NA SEZON 2013
- przebić wszystkie statystyki z 2012 :)
- złożyć rower wyprawowy z sakwami (w 2012 zabrakło kasy ... może w tym)
- wybrać się latem na daleką wielodniową wycieczkę z pełnymi sakwami i namiotem, najlepiej za granicę albo i wiele granic :)
Kategoria z aparatem, do pracy i z powrotem
Dane wyjazdu:
20.00 km
2.00 km teren
01:15 h
16.00 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 370 kcal
Rower:Kross Hexagon v2
597 rozruch po świętach
Niedziela, 30 grudnia 2012 · dodano: 30.12.2012 | Komentarze 0
Wróciłem od rodzinki do Białegostoku, więc trzeba było rozruszać mięśnie i dobić 20km. Jeszcze jutro do pracy 20km i będzie ładny wynik na koniec roku :)Jak wyjechałem po 12 to termometr pokazywał 10 stopni na plusie ale blisko słońca, w cieniu tylko lub aż 3 stopnie. Z ogromnych ilości śniegu zostały już tylko resztki i trochę lodu, słońce grzało, czyli prawie jak wiosna.
Pojechałem nad zalew ale po drodze zauważyłem ciekawie pomalowane silosy zakładów wytwarzających ... widać co :)
Nad zalewem pustki, garstka ludzi łaziła po nim a dzieci pływały po lodzie.
A ja zamiast wziąć aparat to kombinowałem pół godziny jak tu wyczarować jakieś przyzwoite zdjęcie telefonem :P
Myślałem żeby wejść na środek w poszukiwaniu innej perspektywy ale że już kilka dni plusowa temperatura to jednak się bałem. Ale zamrożone fale też są fajne.
I jeszcze obiecane zdjęcie zimówki po modyfikacjach. Teraz to już pewnie waży ponad 20kg z tym całym stuffem :D
Następnie pojechałem na Baranowicką i do domu. O dziwo widziałem całkiem sporo rowerzystów, głownie starszych, ale był też jeden na szosówce.
Kategoria po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
19.00 km
5.00 km teren
01:01 h
18.69 km/h:
Maks. pr.:30.40 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:120 m
Kalorie: 350 kcal
Rower:KELLYS SWING
582 las i miasto nocą
Sobota, 17 listopada 2012 · dodano: 17.11.2012 | Komentarze 0
Po długich poszukiwaniach co mi śmierdzi w mieszkaniu doszedłem do opon rowerowych ... coś się przykleiło :/ Pojechałem więc pojeździć po lesie, piachu, parku i po mieście z nadzieją że oponki się wyczyszczą. Nie zadziałało, a tylko obkleiły się dodatkowym błotem. Zajechałem więc na myjkę ciśnieniową i rozprawiłem się z tym na dobre. Żeby nie było zbyt pięknie jakimś cudem (mimo że myłem tylko koła) strumień zahaczył o kabel licznika i chyba go naderwał przy podstawce bo wskazania zniknęły na dobre :(Ponadto zero stopni, noc, mgła, lekka mżawka i nie mały wiatr więc nie było zbyt przyjemnie i szybko wróciłem do domu.
Zdjęcia z telefonu :P
Kategoria po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
36.00 km
7.00 km teren
01:59 h
18.15 km/h:
Maks. pr.:31.80 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 650 kcal
Rower:KELLYS SWING
576 Trochę terenu i Rajd Niepodległości
Niedziela, 11 listopada 2012 · dodano: 11.11.2012 | Komentarze 0
Dzisiaj pojeździłem troszkę z Maćkiem, wyjazd o 11 przy 10 stopniach ciepła. Najpierw przez las pojechaliśmy na lotnisko, zobaczyć czy coś ciekawego dzieje się na giełdzie oraz zobaczyć jeden z odcinków 21 rajdu Niepodległości w Białymstoku który tam się znajdował. Rzadko pojawiały się tam rajdówki i trasa była mało widowiskowa więc kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej.a w tle nowy wielki gmach sądu za nasze podatki :(
Dalej mijając zalew jedziemy na górkę w Sowlanach, oczywiście wjeżdżamy na nią i focimy:
Białystok
Ciekawie zżółknięty pas drzew, a ten kwadrat od lewej na horyzoncie to chyba mój blok :)
Na górkę chcieli wjechać tez inni ludzie ale zrezygnowali po kilku metrach i dalej prowadzili :)
A to jedyne zdjęcie potwierdzające że jeździliśmy rowerami a nie np autem albo hulajnogą.
Dalej obrzeżami miasta pojechaliśmy do lasu Pietrasze i tamtejsze zjazdy z hopkami. Następnie zaraz obok pod Galerią Kwadrat trafiliśmy na główny odcinek dzisiejszego rajdu i popatrzyliśmy na auta dłuższą chwilę.
CRX urwał wydech na innym odcinku, ale to nie problem, naprawili w kilka minut :)
peugeot
Lekko rudy civic 5gen
I atrakcja jaką był fiat z ośmioma oponami. Na pierwszym okrążeniu staranował słupek z opon który zaklinował się pod spodem :D
Opony nie chciały wypaść nawet na wstecznym więc przejechał tak z nimi całe drugie okrążenie i dotarł do mety, z niemałą stratą czasowa oczywiście.
No i akcja podnoszenia i wyciągania.
Kolejny civic, tym razem 6gen.
Na koniec porządna rajdówka, tylnonapędowa Lada VFTS a dokładniej jej replika. Za kierownicą Łukasz Sobocin, nieźle sobie radził. Dźwięk niestety nagrał mi się zbyt głośno :(
Potem już uciekaliśmy do centrum, przez rynek gdzie ludzi było sporo ale nic się już nie działo, i przez park gdzie ludzi było baaaardzo dużo. Jeszcze nigdy nie widziałem tyle ludzi w parku :) Koło zoo były nawet jakieś zawody rowerowe organizowane przez Peleton ale tylko chwile popatrzyliśmy i do domu.
Kategoria okolice Białegostoku, po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
40.00 km
11.00 km teren
02:21 h
17.02 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 690 kcal
Rower:KELLYS SWING
549 poszukiwania kasztanów
Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 0
Dzisiaj miało być bardzo lajtowo, właściwie miałem zamiar pojechać do lasku obok bloku, ewentualnie do parku i nazbierać mnóstwo kasztanów.Temperatura 15 stopni, długie spodnie i bluza, oraz mega wiatr. Jako że większość czasu wlokłem się 10km/h po lasach wypatrując kasztanów to wiatr nie przeszkadzał ... dlatego też taka marna prędkość średnia :)
A co do kasztanów, potrzebuję ich bardzo dużo, wziąłem więc duży plecak (25 litrów) i miałem zamiar cały zapełnić. Nie było to jednak takie proste bo w pobliskim lasku nie znalazłem ani jednego, w lesie koło lotniska też, w parku przy WSAP leżał jeden bo pewnie wypadł komuś z kieszeni ... ale po jednego to szkoda się schylać. Dalej pojechałem nad zalew, tam też jest kawałek lasku ale kasztana ani jednego :( to chociaż zdjęcie żaglówek zrobiłem ... na brak wiatru nie mogli dzisiaj narzekać.
Przy ddr wzdłuż rzeki białej też nic, mijam skrzyżowanie Branickiego z Miłosza i widzę że na pasie zieleni między jezdniami jakieś dwie młode dziewczynki skaczą pod drzewem z jakimś kijem ... może zbierają kasztany? Najpierw pojadę do głównego parku, jak tam nic nie będzie to wracam do nich. Przejeżdżam koło teatru a tam koncert, brzmiało to jak Bracia Figo Fagot i tak pewnie było bo widzów może z dziesięciu :) kto ogląda Kapitana Bombę ten może skojarzy :D Muzyka głupia ale Kapitana Bombę polecam :)
Ale, przejeżdżam przez park i oczywiście zero kasztanów. Co ja robię źle? Czy już za późno czy to te głupie akcje gdzie każą szkołom i przedszkolom zbierać te kasztany i oddawać do skupu żeby zapobiec szkodnikom jedzącym drzewa?
No to wracam do dziewczynek, na szczęście jeszcze tam są i akurat zawisła im na drzewie metalowa rurka którą rzucały żeby strząsać KASZTANY! :D Tak, tutaj na pasie zieleni dzielącym drogi jakoś się uchowały. Pomogłem zdjąć rurkę jako że byłem sporo wyższy od nich, one miały może koło 12 lat. Zobaczyłem że sporo już nazbierały, a na ziemi niewiele leżało więc zapytałem się czy im do czegoś potrzebne czy tak sobie zbierają ;) Tak bez celu, i mogą mi jeden worek oddać. Powiedziałem że odkupie bo nie chce mi się zbierać na co jedna odrzekła że za 2zł mi ten worek sprzeda :) hehe, dobry interes tylko muszę pojechać do domu po portfel, pojechałem więc a one dalej zbierały. Po przejechaniu połowy Białegostoku pod wiatr wpadam do mieszkania i szukam portfela ... niema go! Chwila, chwila, cały czas miałem go w plecaku i na darmo zapierdzielałem przez pół miasta ... FUCK! No to jadę z powrotem, dziewczynki nadal tam są i nazbierały już kolejny worek :) Oddają mi wszystko co zebrały i w zamian dostają ode mnie 10zł co bardzo je ucieszyło :) Podziękowaliśmy sobie wzajemnie i z wypchanym na maxa plecakiem toczę się do domu, a był bardzo ciężki, jak się okazało po zważeniu w domu kupiłem 11kg kasztanów :D Jadąc plecy bolały strasznie i bałem się że plecak się rozerwie ale to jednak solidny kawałek szmaty.
A oto i zdobyty łup, miałem zamiar pozyskać go samodzielnie ale ważne że w ogóle się udało.
Jeszcze mapka. Normalnie nie wiedziałbym którędy błądziłem po lasach ale byłem sprytny i po raz pierwszy włączyłem rejestracje śladu gps w telefonie :) ... działa.
Kategoria po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
118.00 km
2.00 km teren
05:20 h
22.12 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:630 m
Kalorie: 2200 kcal
Rower:KELLYS SWING
548 Sokoły, Wysokie Mazowieckie, Szepietowo, Łapy
Sobota, 29 września 2012 · dodano: 29.09.2012 | Komentarze 2
Taką to sobie wymyśliłem przejażdżkę na dzisiaj. Po pierwsze dlatego że oznaczało to 3 nowe gminy, a po drugie wydawała się to najlepsza opcja patrząc na prognozę wiatru ... ale, co do wiatru to była porażka :/ I tutaj chciałbym ponarzekać na niby najlepszą prognozę meteo.pl: Kurwa mać! Żeby w dzisiejszych czasach przy pomocy setek komputerów synoptycy mogli się aż tak bardzo mylić? Mogłem zapytać o to młodszego brata i dostałbym tak samo wiarygodne informacje. Miało wiać prosto z południa i przez cały dzień z 10-15 km/h w porywach do 35 km/h. A wiało z południowego-zachodu i to non stop około tych 35 km/h a czasami lepiej. Pierwsza połowa trasy była więc męczarnią z takim wiatrem z godziny 11 ... pomyślałem że chociaż wracać będzie dobrze ... a wracając wiatr ucichł prawie do zera :(Starczy o tym wietrze który zepsuł mi humor na całej przejażdżce.
Wyjechałem o 10:30 ubrany w krótkie spodenki i bluzę a było wtedy 15 stopni.
Szybko temperatura wzrosła do 20 stopni ale przez wiatr zimny wcale nie było mi za gorąco. Najpierw jadę drogą 678 na Sokoły, bałem się że będzie tam spory ruch ale było całkiem znośnie.
Zdjęcia tym razem znowu z telefonu :(
Pierwsza gmina dzisiaj zaliczona.
A tutaj jesienne kolorki, widać też trochę jak wiatr targa kszaczorami.
Kawałek dalej całkiem przyjemny lasek ale nim nie jechałem, to tylko przystanek na szczocha :P
Doturlałem się jakoś w końcu około 13:15 do Wysokiego Mazowieckiego. Nie widziałem tam nic ciekawego więc jest tylko zdjęcie ronda ... którego miało tam nie być!
Otóż właśnie miałem dokładnie rozpisane gdzie skręcić na jakim kilometrze a mimo to źle skręciłem. Dlaczego? Na mapie google widziałem że mam właśnie na jedynym rondzie w tym mieście skręcić w lewo, skręciłem więc nie patrząc czy zgadzają się kilometry. Okazało się jednak że to było nowe drugie już rondo w mieście którego nie było na mapie i tam skręcając w lewo zajechałem do wioski Jabłoń-kikolskie zamiast do Szepietowa ... fuck!
Mało tego, jadąc tą złą trasą przez wioskę Brzózki-tatary zaczął mnie gonić jakiś napalony owczarek niemiecki i przyznam że biegł szybko. Wycisnąłem co się dało z przełożenia 2x9 i kiedy już miałem zmienić na 3x9 spojrzałem że pchlarz właśnie odpuścił. Widocznie miał ograniczenie prędkości do 40 km/h bo na liczniku miałem 42,3. A było to na prostej gdzie wcześniej 25 było ciężko jechać ... adrenalina działa cuda ale tylko chwilowo :P
Zapytałem się o drogę i jadę do Szepietowa, po drodze widziałem wiatrak - spory był, przez chwilę byłem bliżej ale kadr był nieciekawy.
No i Szepietowo, trzecia gmina do odhaczenia. Zajechałem też do "centrum" ale że nie było nic poza sklepami to mam tylko takie zdjęcie.
Przejazd pod torami i miejsce na odpoczynek i zjedzenie wielkiego jabłka. Tylko tyle miałem prowiantu i 750ml izotonika ale wystarczyło.
Dalej przez wioski, trafił się nawet kawałek szutrówki, meczę się przy okazji z moja rozpiską skrętów bo teraz przy każdym muszę doliczać 7,8 km. Wiatr nie pomaga chociaż miał wiać w plecy ale ucichł :( A prędkość w porównaniu do początku pod wiatr wcale dużo nie wzrosła bo byłem już padnięty ... od wcześniejszej walki z wiatrem oczywiście. Przejeżdżam przez Łapy, tam też nie widzę wiele ciekawego do fotografowania.
Dalej już prosta i znana trasa do Białegostoku, szkoda że sił już brakowało i co chwile robiłem przystanki :(
A to już Białystok i psucie mostu obok mojego bloku, będzie nowy dwupasmowy z ddr, jeden pas już stoi.
Do domu dojechałem 0 17:20 i od razu musiałem wziąć prysznic, nie tylko ze względu na pot ale i dziesiątki muszek które miałem wszędzie gdzie to możliwe. Wszystkie owoce na drzewach teraz gniją i lata tego co nie miara, aż chciało by się przymrozku żeby to oczyścił :)
Kategoria okolice Białegostoku, z aparatem, spd
Dane wyjazdu:
38.00 km
2.00 km teren
01:45 h
21.71 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:220 m
Kalorie: 710 kcal
Rower:KELLYS SWING
542 dzień bez samochodu, zabytkowe rowery
Sobota, 22 września 2012 · dodano: 22.09.2012 | Komentarze 3
podobno dzisiaj europejski dzień bez samochodu. Białostocka komunikacja miejska zorganizowała dni otwarte, były zawody kierowców, zabawy dla dzieci, zbieranie krwi, darmowe badania poziomu cukru we krwi (mam bardzo dobry :) ) i wystawa starych aut, motocykli i rowerów.Zwróćcie uwagę że ma jakieś dziwne ustrojstwo przy supporcie, wygląda jakby skrzynia biegów! Ma też ciekawy hamulec, wielka wajcha która schowała się za wielkim światłem popycha kawałkiem pręta klocek który pod błotnikiem hamuje o oponę!
Ten do bicia rekordów :P
A to jeszcze inny z gigantycznym światłem jak z motoru :) nie to co większość dzisiejszych szajsów które ledwo za postojowe robią :P
Co ciekawe miał być też "przejazd kolumny rowerzystów przez miasto" ... brzmi jak masa krytyczna. Niestety nie mogłem przyjechać na czas jej odjazdu i mnie to ominęło. W pewnym momencie gość przez głośniki mówi że wróciła kolumna ... rozglądam się ... niema, chyba że tych trzech rowerzystów :D W takim razie nie ma czego żałować ... choć z drugiej strony, procentowo mogłem mocno poprawić jej liczebność :)
Był też stary ogórek który nadal jeździ na specjalne okazje po Białymstoku.
Były też zabytkowe auta. W citroenie 2cv i tym po jego prawej nawet dało się usiąść i powiem że dziwne to uczucie :) Wszystko jakieś dziwne, w dziwnych miejscach i dziwnych rozmiarów, kabina ciasna a zawieszenie tak miękkie że widać jak się przechyla całe auto przy wsiadaniu :D Szkoda że porsche i rolls były zamknięte :(
Później pojechałem do apg kupić jakieś rękawiczki z długimi palcami bo zimno, ale nie mieli. Następnie do olympic sport na wasilkowskiej, teraz sklep po przebudowie wygląda lepiej niż salon mercedesa :D Rękawiczki kupiłem authora, cienkie w sam raz na teraz, na zimę mam narciarskie :D
Na koniec pojechałem na ddr wzdłuż wylotu dk19 na lublin. Taka ładna asfaltowa, oddana z rok temu a ja jeszcze ani razu po niej nie jechałem. No to myk w tą i z powrotem i potem do domu. Dodam jeszcze tylko że mocno dzisiaj wiało, a jutro ma wiać jeszcze mocniej więc siedzę w domu :(
Kategoria po Białymstoku ..., z aparatem
Dane wyjazdu:
33.00 km
13.00 km teren
02:10 h
15.23 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 1600 kcal
Rower:KELLYS SWING
533 Pieniny day 5 - Polanica i Wąwóz Homole
Piątek, 7 września 2012 · dodano: 17.09.2012 | Komentarze 1
Plany na ten dzień były ambitne bo chyba jakieś 140km asfaltami. Trasę ułożył właściciel pensjonatu ale jak on to policzył nie wiadomo, google pokazał 240km więc odpada :/ Z braku ciekawego pomysłu mieliśmy relaksacyjnie pojeździć po Szczawnicy i może wjechać na Palenicę jako że Przemek twierdził że są ładne zjazdy po łąkach.No to pojechali, do Szczawnicy przyjemnie i prawie płasko po asfalcie, następnie szlak na Palenicę i standardowo zamiast jazdy trzeba było prowadzić pod górę ... no tak, mogłem się tego spodziewać. Szlak oczywiście taki stromy że ledwo dało się pchać rower, nie zabrakło też korzeni i kamieni pod nogami :/
Było stromo, bardzo.
Zdjęcia znowu tylko z telefonu bo przewidziałem że lajtowo nie będzie, część moja a część Maćka.
Trochę wkurwiony dotargałem rower na górę bo co to za przejażdżka kiedy rower trzeb pchać.
Kilka metrów do szczytu Palenicy ... normalni ludzie używają takiego wyciągu żeby dostać się na górę :P
A to już na szczycie.
A to ja na jakimś puncie widokowym po drugiej stronie polany ... może to już inny szczyt.
Jedziemy dalej, ale tylko kawałek, potem pchamy, jedziemy, pchamy itd.
Szlak prowadzi mniej więcej po granicy Polsko - Słowackiej, prawie cały czas
wierzchołkami gór. Tym razem była trochę lepsza przejrzystość powietrza i było widać Tatry, tak przynajmniej nam się wydaje że to Tatry :)
Gdzieś bliżej szczytu Wysoka trafiamy na dosyć stromą ścianę pełną korzeni i o dziwo schodzi z niej jakaś malutka podsiwiała już babcia :D Pytaliśmy się jej czy tędy na Wysoką ale nie pamiętam co dokładnie odpowiedziała, trójka hardcorów poszła sprawdzić czy to już Wysoka a ja powiedziałem: pierdolę poczekam tutaj. Toż to samobójstwo pchać się tam z rowerem i w butach spd. Czekałem więc sobie grzecznie skierowany na inny szlak.
Aż po chwili wracają bo trasa była zbyt hardcorowa i to jeszcze nie Wysoka.
Napieramy więc dalej, gdzie czeka nas podobna ścianka na którą ledwo wpycham/wnoszę rower. Miejscami miała więcej niż 45st nachylenia :/
Zaraz potem rozwidlenie i wejście na szczyt wysoka, oczywiście tak samo hardcorowe :( Wiedząc że to droga w jedną stronę olałem wspinaczkę i ponownie czekam niżej aż reszta wariatów wróci. Zaparkowałem na drzewnym stojaku rowerowym, nawet niezły, bezpieczny dla tarczy.
A tam już mi się iść nie chciało, nie z rowerem i nie w spd.
Ok, wracamy, jest w dół, fajnie? nie! Stromizny takie jak wcześniej, korzenie, kamienie i słabo przyczepna ziemia, pochylenie srogie. Kilka razy buty się obsuwały i już myślałem że polecę w dół ale jakoś fartem przeżyłem, pozostali też. Dalej trafił się jakiś przyzwoity kawałek łąki do zjazdu. Stromo w huj ale w miarę gładko, Wszyscy zjechali w całości choć Przemek na swoim sztywniaku (przód i tył) poleciał przez kierownicę na ostatnim poprzecznym rowie. Dalej znowu masa kamieni po których nie bardzo da się jechać i po chwili jesteśmy w Wąwozie Homole.
Spotykamy tam jakichś dwóch Ślązaków na dobrych rowerach i z nie byle jakimi umiejętnościami ... pokonywali dziarsko wielkie pólmetrowe głazy po których my tylko prowadziliśmy nasze maszyny. Pogadaliśmy sobie dość długo wiadomo o czym :)
Wąwozu ciąg dalszy:
Dalej wyjazd w Jaworkach (moja miejscowośc :P) na asfalt. Boże, co za wspaniałe uczucie rozpędzić się po tym wszystkim na asfalcie, i to z górki :) I tak od Jaworek do Krościenka cały czas lekko z górki, asfalt i wysoka prędkość, piękna końcówka :)
Jeszcze mapka choć nie ręczę że za jej 100% poprawność. Coś dziwnie mało wyszło przewyższeń ale skoro tak pokazuje to niech tak będzie.
Kategoria z aparatem, spd
Dane wyjazdu:
25.00 km
4.00 km teren
01:12 h
20.83 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 500 kcal
Rower:KELLYS SWING
532 Pieniny day 4 - relax i dzień zdjęciowy
Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 14.09.2012 | Komentarze 0
Dnia czwartego pogoda średnia, reszta ekipy pojechała do Zakopanego i na Giewont (pieszo oczywiście :P ), a ja mając dość obijania nóg o skały zostałem w Krościenku. Chciałem tez porobić trochę panoram hdri 360st do zastosowań w grafice i na tym się skupiłem. Co to i po co nie będę na rowerowym blogu opisywał ... w każdym bądź razie nie nadają się do pokazania tutaj więc będzie tylko kilka zwykłych fotek. Zanim jednak wsiadłem na rower z powodu mżącego deszczu robiłem timelapse szczytów górskich owiewanych chmurami ... tego też jeszcze nie pokażę bo nie mam czasu ani motywacji żeby go zmontować, bo i nie wyszedł za szczególnie :PW końcu się przejaśniło i obładowany lustrzanka i sporym statywem wytoczyłem się na drogę. Najpierw mglista panorama na moście w Krościenku, później już słoneczna w Szczawnicy przy przystani.
A to ufajdany rower po targaniu go poprzedniego dnia na Lubań.
Dalej dwie panoramy gdzieś przy Dunajcu i granicy słowackiej oraz jedna częściowa która mogę pokazać :)
Standardowo też daje większą wersję bo na małej to hu** widać :)
tutaj klikać po większą, wciskac lupke i zoomować
W centrum panoramy widoczny szczyt to Sokolica, tam byliśmy pierwszego dnia pieszo, a to słynna sosenka na szczycie:
A tu jeszcze szerszy widok z Sokolicy:
i duża wersja tutaj: klick here!!!
Następnie zajechałem do domku się posilić i znowu do centrum Krościenka z zamiarem ustrzelenia mostu wieczorem. Zaparkowałem przy kaczkach i czekałem na zmrok i oświetlenie mostu, marzłem przy tym strasznie.
W międzyczasie za plecami ciekawy zachód słońca:
Robiło się coraz później, ciemniej i zimniej a oświetlenie mostu dalej zgaszone, stałem tam jak głupi robiąc sporo testowych zdjęć. Jak już miałem się poddać z zimna i wracać nagle most się rozświetlił i myk - most nad Dunajcem w długiej ekspozycji (30 sekund) zrobiony :)
Potem już tylko szybki powrót do kwatery ale nawet to nie zdołało mnie rozgrzać. Kilometrów malutko ale to dobrze bo na następny dzień było zaplanowane 140km.
Kategoria z aparatem, spd
Dane wyjazdu:
45.00 km
15.00 km teren
03:30 h
12.86 km/h:
Maks. pr.:49.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 1800 kcal
Rower:KELLYS SWING
531 Pieniny day 3 - Lubań
Środa, 5 września 2012 · dodano: 12.09.2012 | Komentarze 0
Dzień 3 w Pieninach, miało być lajtowo, wchodzimy na szczyt Lubań z rowerami i zjeżdżamy szlakiem do Krościenka ... oczywiście wyszło trochę inaczej :PWyjazd dopiero o godzinie 11, pędzimy asfaltem przez Tylmanową, Niżni Gronik, Ochotnicę Dolną i Ochotnicę Górną. Tam odbijamy na szlak, początek na jakąś polankę jest asfaltowy, stromy jak cholera ale dajemy radę i pedałujemy. Pod koniec jednak już pchamy rowery bo się przegrzewamy :P
To końcówka tego podjazdu ... zdjęcia niestety tylko z telefonu, bo torba z lustrzanką pewnie by odpadła w terenie no i bła zwyczajnie za ciężka.
Ekipa odpoczywa na górze, wysokość już nie byle jaka ale Lubań jest gdzieś dalej.
Tam zaczął się właściwy górski szlak. Czyli sporo dużych i ostrych kamieni, korzenie i mało przyczepna ziemia. Sporo było miejsc gdzie uznawałem jazdę za zbyt ryzykowną w spd i prowadziłem rower.
Tutaj akurat nawierzchnia dobra ale stromo było :P
Co twardsi prowadzili znacznie mniej ale były miejsca których po prostu nie dało się przejechać. Oczywiście musieliśmy zgubić szlak, zawracać pod górę po kamieniach itp. Strasznie mnie to wkurzało i męczyło, a im bardziej byłem zmęczony tym mniej pewnie czułem się w spd i coraz mniej było jazdy a więcej prowadzenia :( Zawracając po zgubieniu szlaku na szczyt czekała nas jakaś hardcorowa ścieżka (szlak to chyba nie był) ... nachylenie miejscami chyba około 40% i nie był to krótki odcinek. Targać ze sobą rower po takiej ścianie to czysta głupota, ledwo starczało sił, przyczepności butów i równowagi żeby pokonywać kolejne metry. Jeden zły ruch i można by polecieć z żelastwem w dół co na pewno dobrze by się nie skończyło. Ale jak to się mówi głupi zawsze ma szczęście więc wszystkim udało się dotrzeć na szczyt w całości.
To już prawie szczyt, zdjęcie edukacyjne.
A to już ołtarz papieski prawie na samym szczycie.
Najgorsze miało być już za nami ale gdzie tam :P
Początek zjazdu był niezły ale tylko przez chwilę.
Zjeżdżamy kawałek niby dobrym szlakiem ale .... to nie ten szlak, jest pełno wielkich ostrych kamieni, nie da się jechać ... wracamy pod górę do rozjazdu i skręcamy w inny. Ten po chwili zjazdów zaczyna ostro piąć się pod górę ... to chyba też nie ten :( Żartujemy żeby dzwonić na GOPR a Przemek wziął i zadzwonił :D Powiedzieli mu że te jest zły, mamy jechać czerwonym (tym co wcześniej) ale jak nie zobaczymy za 10 minut oznaczeń to prawdopodobnie mamy przesrane :D Pan z GOPRu bardzo zdziwił się że wybraliśmy się na ten szlak rowerami ... miał rację ... ale co ciekawe to szlak rowerowy!
Wracamy więc ponowie z górki i pod górkę i idziemy dalej tym szlakiem z mega kamieniami co to niby miał być czerwony. Jedyny plus taki że prowadził w dół ale poza tym kompletna porażka: o jechaniu nie ma mowy, kamienie coraz gorsze, ledwo da się prowadzić rower, buty co chwilę się gdzieś uślizgują na kamieniach grożąc glebą i kto wie czym jeszcze. Kiedy już myślałem że gorzej być nie może do tego koryta dołączył jeszcze potok i błoto ... tragedia.
Gdzieś niżej spotkaliśmy dwóch śmiałków traktorem którzy pewnie kradli drzewo i powiedzieli że już za 4 km mamy asfalt ale szlakiem to my nie idziemy. No tak, to by wiele tłumaczyło :)
Asfalt faktycznie w końcu się pojawił i to z niezłym zjazdem. Można było rozwinąć dobrego vmaxa ale powstrzymywało mnie błoto odklejające się z opon. Zjechaliśmy do drogi wojewódzkiej przy Dunajcu i okazało się że jesteśmy w Tylmanowej a nie w Krościenku, spoko :P A osiedla przez które zjechaliśmy z lasu to: Miazgi, Padół i Potok ... co za trafne nazwy :)
Na asfalcie wkurwienie przeszło i wycieczka wydała się nawet udana ale więcej takich nie chcę :P
Do domu zajechaliśmy o 18 i akurat zaczęło się ściemniać i padać. Przewyższenia i km teren przybliżone bo nikt tak naprawdę nie wie którędy jechaliśmy.
Kategoria z aparatem, spd